poniedziałek, 26 stycznia 2015

3. "Wy jesteście moją rodziną."



   Biegłam. Dookoła ciemno. Nawet latarnie nie oświetlały mi drogi, po której przemierzałam. Gdzie jestem? Nie rozumiem? Skąd się tu wzięłam? Skąd się znalazłam w tym burdelu?
   Było mi zimno. Choć znajdowałam się w  Los Angeles, nocą i to do tego w skąpym złotym kostiumie chłód dało się odczuć i to porządnie.
   W pewnym momencie upadłam na ziemię i wbiłam sobie jakąś utłuczoną butelkę w nogę. Jednak wstałam i biegłam dalej, bojąc się, że karzą mi wrócić do tamtego miejsca. Tego strasznego budynku, który z zewnątrz wygląda tak niepozornie.
   Nie mogę uwierzyć, że robiłam to już wcześniej. Tego się nie da zapomnieć. I, że ja tu jestem od roku? Niemożliwe! Niemożliwe! I dałam się gwałcić jakimś obleśnym grubasom już od roku? Jak ja mogłam? Jak oni mogli? Jak mogli mnie do tego zmuszać? To jest wbrew naturze. Ja też mam swoje prawa! Jak ten skurwiel mógł mi kazać iść do tego starego, w ogóle o siebie nie dbającego, odrażającego gościa? Jak mógł mi kazać spełniać jego wszystkie zachcianki? Jak mógł mi kazać uprawiać z nim seks? Wciąż czuję go we mnie... Jego obrzydliwego penisa w moim ciele...
   Ponownie się zatrzymałam. Ale teraz musiałam to zrobić, ponieważ zebrało mi się na wymioty.
  -Gdzie mam teraz iść? Co mam zrobić?- pytałam samą siebie, kiedy już opróżniłam mój żołądek ze wszystkiego. Nic nie wiedziałam. Kompletnie nie wiedziałam. Jedyne co mogłam zrobić, to usiąść przy kamiennicy i przeczekać noc, żeby dalej móc iść rano. W końcu to Los Angeles. Znam je jak własną kieszeń. Tylko nie po ciemku... Jutro pójdę.. pójdę do domu i wszystko wyjaśnię. Tak, wszystko wyjaśnię. Nessa jest moją siostrą i nie mogła mnie zapomnieć. Tak, tak zrobię. Pójdę do domu.
 
   Noc była okropnie zimna, nawet nie wiem jakim cudem ją przetrwałam. Chyba dzięki myśli, że następny dzień będzie moim szczęśliwym. Dniem, w którym wszystko naprawię.
   Tak też myślałam rano, kiedy okazało się, że bardzo dobrze wiem, gdzie się znajduję. A jeszcze lepsze było to, że do mojego domu wcale nie było stąd tak daleko.
   Szłam powoli, próbując się zasłonić dużą, sięgającą do ud kurteczką w złote cekiny, starając się nie patrzeć na ludzi, którzy mnie mijali, a szczególnie tych, którzy mieli zniesmaczone miny. Jednak to nic w porównaniu z grupką chłopaków, może siedemnastolatków, którzy próbowali się do mnie dobrać na oczach wszystkich. Nie byłam już tą Laurą Marano z Austina&Ally, co było dla mnie naprawdę dziwne. Nikt mnie nie poznawał. Nikt się do mnie nie uśmiechną. Nikt.
   Kiedy wreszcie doszłam do swojego domu, kąciki ust lekko mi się podniosły. Przeszłam przez furtkę i podeszłam do drzwi frontowych. Zaczęłam błądzić dłońmi po pośladkach, nim zorientowałam się, że nie mam kluczy. Przecież ja tu nie mieszkam. Już nie... Ale to się zmieni.
   Zapukałam do drzwi i czekałam. Czekałam, aż usłyszałam tupot stóp zbiegających po schodach. Oh, jak ja tęskniłam za tymi schodami, z których spadałam co najmniej raz na tydzień! To może głupio brzmi, ale chciałabym z nich spaść jeszcze raz. Poczułabym się wtedy jak tamta Laura.
   Drzwi się otworzyły i stanęła w nich moja siostra. Ubrana w białą sukienkę z włosami związanymi w wysokiego koka i czerwonymi ustami, patrzyła w moją stronę. Najpierw na jej twarzy gościł uśmiech, jednak kiedy mnie zobaczyła, zlustrowała od góry do dołu, przez jej twarz przemknął grymas.
  -Tak?- spytała niechętnie.
    Stałam tam jak głupia i czekałam na cud. Myślałam, że mnie pozna. Przecież jesteśmy do siebie takie podobne. Na pierwszy rzut oka widać, że jesteśmy siostrami. Ale ona tam stała i wpatrywała się jak w kogoś obcego, kogo nie za bardzo chce się poznawać.
  -Tak?- powtórzyła pytanie.
  -Vanessa...- fakt, że znam jej imię nie zrobił na niej większego wrażenia. Czyli, że w tej rzeczywistości też jest aktorką.- N..nie poznajesz mnie?- wykrztusiłam. Ona tylko spuściła brwi i znów mnie zlustrowała.
  -Przepraszam?- spytała niewyraźnie.
  -No tak. Czyli jednak nie wiesz kim jestem- powiedziałam bardziej do siebie, niż do niej.- Bo widzisz.. jesteś moją siostrą- wydukałam.
  -Siostrą?- Van popatrzyła na mnie jak na ufoludka.
  -Wiem, że w to nie wierzysz, ale proszę, mogę ci wszystko wytłumaczyć. Tylko wpuść mnie do naszego domu. Proszę- powiedziałam, czując, że zaraz będę mokra od łez.
  -Ja.. nie znam pani. I proszę sobie stąd pójść- powiedziała brunetka, wskazując na furtkę.
  -Nessa, proszę...- powiedziałam, kiedy pierwsza łza poleciała po moim policzku.- Musisz mi uwierzyć. Jestem Laura. Jestem twoją siostrą. Wiem o tobie wszystko i ty o mnie też. Przecież musisz mnie pamiętać..
  -Przykro mi- mina Vanessy również zrobiła się trochę niewyraźna. Wiedziałam, że i ona zaraz się popłacze.- Ja nie mam siostry- rzekła i zamknęła mi drzwi przed nosem.
  -Vanessa..- wyszeptałam i skuliłam się na wycieraczce. Nic więcej nie mogłam zrobić. Nie potrafiłam, nie wiedziałam jak. Zawsze w takich sytuacja rozmawiałam z Rossem. On zawsze mnie pocieszał i...
  -Ross!- powiedziałam to o wiele za głośno. Wstałam i wybiegłam przez furtkę. Biegłam do domu Rossa. On musi mnie pamiętać. Przecież znamy siebie tak dobrze, że potrafimy dokańczać własne zdania. On nie mógł mnie zapomnieć.
   Na całe szczęście mieszkamy z Rossem niemal po sąsiedzku. Tylko sześć kilometrów różnicy. Pół godziny później byłam na miejscu. Stanęłam przed drzwiami i nacisnęłam dzwonek. Zespół R5 miał fajny dzwonek do drzwi. Ich głosy nagrane w różnych tonacjach śpiewały krótkie "ding-dong". Nie było tego słychać od zewnątrz, ale wewnątrz wszystko razem tworzyło był niesamowity efekt.
   Nie musiałam czekać pół minuty żeby ktoś mi otworzył. Na całe szczęście był to Ross. Już miałam go przytulić, kiedy się opamiętałam.
  -Tak?- spytał, podnosząc obie brwi do góry.- W czym mogę pomóc?
  -Chodzi o to, że ja...- nie potrafiłam się wysłowić.
  -Aa, chwila- rzucił i obrócił się do mnie plecami.- Rocky!
  -Ta!- poznałam głos Rocky'ego, dochodzący z góry.
  -Zamawiałeś dziwkę?!- Ross krzyknął to głośno, ale nawet gdyby wyszeptał to pytanie i tak wstrząsnęłoby mną równie mocno. Bo ten blondyn, ten sam, który nazywał mnie swoim Beztalenciem czy Głuptasem nad Głuptasy, a czasem nawet Małą Idiotką, powiedział o mnie DZIWKA. Nazywali mnie tak zeszłego wieczoru w tym cholernym klubie nocnym, ale to i tak nic w porównaniu do Rossa.
   Nie czekałam, aż Rocky mu odpowie. Ze łzami w oczach wybiegłam na ulicę, a tam zaczęłam głośno szlochać. Szlochałam i szlochałam, aż dostałam czymś twardym w głowę.


   -Budzi się- powiedział dziewczęcy głos. Stephanie. Otworzyłam oczy.- Hej Dzidzia, nieźle nas urządziłaś- Ruda wskazała na swój policzek. Musiałam wyostrzyć wzrok- ponieważ w tym świecie nie stać mnie na soczewki- żeby dopatrzeć się na nim wielkiego siniaka. Na raz zrobiło mi się strasznie głupio. "Uciekamy wszystkie, bo wątpię, żeby któraś z nas ocalała, jak jedna ucieknie"- to mi wczoraj powiedziała, kiedy mi wszystko tłumaczyła. Zachłysnęłam się powietrzem. Następnie wstałam, zbyt gwałtownie, bo zakręciło mi się w głowie, ale miałam to gdzieś. Chciałam zobaczyć co zrobili innym dziewczynom. Sarah miała wielkiego siniaka pod okiem i rozciętą wargę, Daisy wielką rysę z krwi na lewym policzku, a Kate właśnie bandażowała jej palec, na którym zarejestrowałam brak paznokcia. Sama Kate natomiast miała szyję owiniętą bandażem. 
   Zakryłam twarz dłonią, widząc jak przeze mnie te dziewczyny ucierpiały. Wszystkie uwierzyły mi, że całe moje życie nie było mi znane oraz wytłumaczyły podstawowe reguły. Do tego Stephanie mówiła mi wczoraj, że prawdopodobnie nas zabiją jeśli ona sama ucieknie, co jest równoznaczne z tym, że je by zabili, gdybym to ja uciekła.
  -Wyluzuj, jeszcze żyjemy- Ruda jakoś nie była przejęta tym co się stało.- Kate miała najgorzej. Już jej wbijali nóż w gardło, kiedy jeden z nich wlazł i oznajmił, że cię znaleziono i przywieziono z powrotem.
  -Ale ja...
  -Spoko Dzidzia. Każda z już uciekała. Każda z nas wie co przeżywasz- przerwała mi Daisy.
  -Tylko, że żadna nie przeżywała pierwszego razu dwa razy- zachichotała Steph. 
  -Ale Kate- zaczęłam.
  -Wyluzuj, to nic- przerwała mi blondyna.- Gorzej będzie z zamaskowaniem tego przed wieczorem.
   Kate miała dziwny głos. Był ochrypły i nieprzyjemny, ale jak coś powiedziała, to działało to na wszystkich. Jeśliby zareagowała gwałtownie, wszystkie byśmy się zestresowały. Tak czujemy ulgę. To dlatego, że ona najwięcej przeszła. Najpierw była ona. Sama. To znaczy oczywiście, że jest tu więcej takich jak my, ale są podziały. Zależy jakie klient ma upodobania. Ja jestem w grupie najmłodszych, razem z dziewczynami. W każdym razie Kate, która teraz ma dwadzieścia jeden lat, wylądowała w tym piekle przed szesnastką, czyli ponad pięć lat temu. Jednak okoliczności w jakich się tu znalazła są tajemnicą. I chyba na zawsze nią pozostaną. 
   Po Kate zjawiła się tu Sarah. Miała wtedy szesnaście i pół lat, a za parę tygodni kończy dwadzieścia lat, czyli siedzi tu mniej niż cztery lata. Następnie była Daisy, która znalazła się tu zaraz za Sarah'ą w wieku siedemnastu lat, teraz jest dwudziestolatką. Stephanie zamknięto w tej klatce dwa lata przede mną, a rok po Daisy. Ja tu jestem od roku. Ale jako ja, że ja, jestem tu dzień.
  -W każdym razie długo cię szukali- zauważyła Sarah.
  -Właśnie, gdzie ty tak długo byłaś?- spytała Staph.
  -Najpierw u siostry, a później u.. przyjaciela- odpowiedziałam.
  -Masz siostrę?- zdziwiła się Sarah.- Nigdy nic o niej nie mówiłaś.
  -Bo.. To ja mam siostrę. Nie tamta ja, ale ja ja. Wiecie...- usiadłam naprzeciwko nim.- Powiem wam wszystko, ale obiecajcie, że mnie nie wyśmiejecie. To może się wam wydać irracjonalne i nierzeczywiste, i trudne do zrozumienia.
  -Taaa... Nasze historie też są trudne do zrozumienia. Zrozumie je tylko ktoś taki jak my- powiedziała Daisy.- No mów- popędziła mnie.
  -Dobra. Więc... Kojarzycie taką aktorkę jak Vanessa Marano?- spytałam.
  -Żartujesz! To twoja siostra?- Stephanie zrobiła wielkie oczy.
  -Wiedziałam, że kogoś mi przypominasz!- Daisy pokiwała na mnie palcem.- Nawet macie takie same nazwisko.
  -Tak, tą samą grupę krwi i tych samych rodziców, ale nieważne... I ona.. Chwila, chwila.. Skąd wy ją w ogóle znacie? Rozumiałabym, że z dwie z was ją znają, ale wszystkie?
  -Ja nie kojarzę- powiedziała Kate, wzruszając ramionami.
  -Bo ty tu siedzisz pięć lat- Stephanie przewróciła oczami.- A ona się wybiła gdzieś wtedy jak ty tu wylądowałaś.
  -Wybiła się?- zdziwiłam się. No tak, Nessa jest sławna, chodzi ze mną na te wszystkie gale itd., ale nigdy nie była jakoś powszechnie znana.
  -No tak, to najsławniejsza nastoletnia aktorka naszych czasów- powiedziała Daisy.
  -Albo czasów sprzed jakiś dwóch, trzech lat. Może już nie jest taka super sławna, ale na pewno wiele osób ją zna- dodała Stephanie.
  -W każdym razie to ona jest moją siostrą. I.. to u niej byłam jak zniknęłam. To znaczy byłam jakieś pięć minut, bo nie chciała mi w nic uwierzyć.
  -Dziwne- mruknęła Sarah. Zachichotałyśmy.
  -A ten twój "przyjaciel", to?- Daisy zrobiła brewki.
  -Ten aktor z Austina&Ally. Nie sądzę, żebyście znały Disney Channel, szczególnie ten serial, bo on nie jest taki stary. W zasadzie... Zastanawiam się kto gra Ally..- powiedziałam raczej do siebie niż do nich.
  -Słucham?- spytała Stephanie.
  -No bo ja jestem aktorką... To znaczy byłam.. aktorką- poprawiłam się.- I zaczynałam też karierę muzyczną. Moja płyta miała być wydana już niedługo...
  -Piosenkarka?- w Daisy wstąpił dziwny entuzjazm. Pokiwałam żeby potwierdzić jej pytanie.- Jak to jest?
  -Co?-zdziwiłam się.
  -No nagrywać płytę?- spytała, a w jej oczach zamigotały gwiazdki. Zaśmiałam się. Wiedziałam, że ta dziewczyna kocha śpiewać. W sumie trudno tego nie zauważyć, skoro na okrągło coś nuci. Jakieś melodie, które nasuną jej się na język. A głos miała wspaniały. Poza tym poniekąd to przez swoją miłość do muzyki tu wylądowała.
  -Wiesz... Tego się nawet nie da opisać- odpowiedziałam, będąc pewna, że tu słowa nie wystarczą. Pamiętam te dni, gdy siedziałam w studiu nagraniowym całe doby i w ogóle nie byłam zmęczona. Pracowaliśmy nad dźwiękiem, śpiewałam moje piosenki, które sama wcześniej pisałam. Najbardziej lubiłam tą, w której pomógł mi Ross. To znaczy zrobił to nieświadomie, ale wystarczył mi jeden jego cytat i miałam gotową piosenkę. Albo tą, która zaczynała się moją solówką na fortepianie. Oh! Jak ja tęsknię za fortepianem. Za klawiszami, które wydawały taki piękny dźwięk. Całymi dniami mogłam siedzieć przy tym instrumencie i grać Chopina czy Beethovena. Albo nawet jakieś popularne piosenki czy melodię filmową. Pamiętam jak przychodziłam do Lynchów i zawsze zasiadałyśmy z Rydel do klawiszy. Może to nie to co mój fortepian, ale utwory na cztery ręce wychodziły nam fantastycznie. Szczególnie jak się myliłyśmy i było dużo śmiechu. Z Rossem też grałam, ale szczerze, wolałam bawić się z Rydel. Ross był zbyt..... od gitary. Dla niego to był główny instrument. A przesuwanie palców po biało-czarnej powierzchni, to było coś, do czego my z Delly pałałyśmy prawdziwą miłością.
  -Laaaaura!- któraś z dziewczyn sprowadziła mnie na ziemię.
  -Przepraszam, zamyśliłam się- powiedziałam i zorientowałam się, że się uśmiecham.
  -Uuuu.. Zakochana?- spytała dla żartu Daisy. Zachichotałam.
  -Wierz, że tak?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Dziewczyny sobie żartowały i najwyraźniej nie spodziewały się takiej odpowiedzi.
  -W kim?- Stephanie zmarszczyła czoło.
  -A w muzyce- odpowiedziałam. Nie musiały tego rozumieć. Choć Daisy pewnie rozumiała, a Stephanie czuła to samo do tańca.
  -Dobra, trzeba się szykować, bo zbliża się wieczór, a na serio te rany trudno zakryć korektorem czy innym gównem- Kate sprowadziła nas wszystkie na ziemię.- Dobra, Laura, jako że ty nie masz co maskować, pomożesz mi, bo szrama na szyi jest trudno dla mnie dostępna.
  -Wiesz... W sumie nie byłabym taka pewna czy nie mam czego maskować- powiedziałam, przypomniawszy sobie o nodze. Głowa też mnie bolała, w końcu gdy mnie znaleźli czymś mi przywalili, ale włosy świetnie kryją każdą ranę.
  -Coś ty zrobiła?- zdziwiła się Sarah, zobaczywszy moją ranę na pół łydki.
  -To tylko stara butelka- powiedziałam.
  -Masz tam kawałki szkła?
  -Nie, wyciągnęłam je w nocy. W końcu coś musiałam robić, zanim poszłam do siostry i do.... Rossa- jego imię ciężko mi było wymówić. Ciężko mi było o nim mówić. Bo to była osoba, której najbardziej ufałam (poza rodziną). I ta osoba nazwała mnie dziwką. 
   Kiedy nakładałam korektor, podkład i puder na ranę na mojej łydce, myślałam o tym, o czym wcześniej nie myślałam. Vanessa i Ross odwrócili się ode mnie. A to znaczy, że skoro oni mnie nie poznają nie ma szans na to, że ktokolwiek z towarzystwa, w którym się wcześniej obracałam mnie pozna. A to znaczy, że nie mam rodziny, to znaczy, że nie mam przyjaciół. A to znaczy, że jestem sama.
  -Dobra, ja skończyłam, pomóc ci?- spytała Sarah. Siniak spod jej oka znikł, a usta, na których widniała czerwona szrama, stały się całe czerwone.
  -Jeśli możesz- powiedziałam. 
  -Ej, co by była ze mnie za przyjaciółka, gdybym ci nie pomogła. Szczególnie, że ty już tyle pomogłaś.
  -Serio?- zdziwiłam się.- Czyli, że nie jestem tu tylko kłopotem i załamaną dzidzią, jaką się czuję?
  -Nie Dzidza, nie jesteś- Sarah przewróciła oczami.- Mów jak zaboli- powiedziała, wyciskając na rękę dużą ilość podkładu.
  -Jasne- mruknęłam. Bruneta zaczęła smarować mi nogę i choć szczypało nic nie mówiłam. Nie chciałam mówić. Sarah i tak się starała, żeby nie bolało. Ale co zrobić, gdy głupota i niezdarność boli?
  -Gotowe- powiedziała, gdy nałożyła mi na nogę jeszcze warstwę pudru.
  -Dzięki- uśmiechnęłam się i spojrzałam na ranę. Tylko, że tam nie było żadnej rany. Czułam ją, ale jej nie widziałam. I choć byłyśmy w naszym pokoju w piwnicy, światło było tu dość ostre. A ja dalej nie widziałam żadnej rany.- Wiesz... Mogłabyś zostać charakteryzatorką. Jesteś świetna!- pochwaliłam ją.
  -Nie przesadzaj. Też się tego zaraz nauczysz.
  -Ale w sumie u góry i tak jest ciemno. Nic nie będzie widać- zorientowałam się.
  -No tak, ale Jego to nie obchodzi. Jeśli choć trochę będzie widać twoją niedoskonałość, następnego ranka będziesz mieć ich więcej- powiedziała Daisy znad lustra. Spuściłam brwi. W jakim piekle my żyjemy?
  -I często wam się to zdarza?- spytałam.
  -Nie. Bo umiemy się maskować. Ale na przykład Anastasia z 8, wiesz ta blondyna po trzydziestce. Ona jest bita niemal co noc.
   Trudno się przyzwyczaić do tego, że one wszystkie mówią o tym tak spokojnie. Bita co noc? I to jest normalne? 
  -To czemu jej nie pomożemy?- zdziwiłam się.
  -Niby jak. Całe dnie siedzimy w pokojach, tylko na wieczór nas wypuszczają- zauważyła Kate.- Żyjemy tu jak zwierzęta w zoo. Jedzenie dostajemy o wyznaczonej porze i w wyznaczonej ilości. Czasem nawet talerz na nas wszystkie, bo oni się tak troooszczą o nas i naszą wagę. To jest przerażające w jakich warunkach my żyjemy. Nawet w więzieniu mają lepiej. Lub bezdomni.. Im czasami ktoś dobry i życzliwy przynosi jedzenie z małą dawką miłości. My dostajemy suchy chleb z dużą dawką nieszczerej litości. Czy to jest normalne?- prychnęła.
  -Nie. I właśnie dlatego stąd zwiewam- odpowiedziała jej Stephanie.- A wy zwiewacie ze mną. Bo niby gdzie bez was ucieknę? Do rodziny? Wy jesteście moją rodziną- dodała. "Wy jesteście moją rodziną". Tak.. Stephanie miała rację. Jednak nie zostałam sama. Miałam rodzinę. Może nie łączyły nas więzy krwi, ale to była moja rodzina. Jedyna i prawdziwa. I tu nawet nie chodzi o to, że tamci mnie zostawili, że "lepszy rydz niż nic". Nie. Może w tamtej rzeczywistości Vanessa była moją siostrą, ale w tej wygoniła mnie sprzed mojego domu. Może w tamtej rzeczywistości Ross był moim przyjacielem, ale w tym nazwał mnie dziwką. Nie chodzi o to, że ich nienawidzę, bo oni nie są niczemu winni. To moja wina, bo to ja sobie tego życzyłam. Oni mnie tu nie znają. Ale za to mam kogoś, komu na mnie zależy i na kim mi zależy. I będę walczyć o ich wolność. Bo może ja na to wszystko zasługuję, ale one nie. Nie pozwolę, żeby to one miesięcznie dostawiały jakieś pięćset złotych z czego połowę i tak zabierali z powrotem "za jedzenie". Bo to moja rodzina. I nie pozwolę żeby cierpiała. 
  -Chodźmy. Czas na tortury- powiedziała Daisy.
  -Tak, chodźmy, bo jak nie weźmiemy teraz stroi, to zostaną tylko stare i za duże. A jak ubierzemy stare i za duże, to potrącą nam o to z zapłaty i dostaniemy bicie- zgodziła się Kate i wszystkie udałyśmy się po cekinowe gówienko.


~*~
Hola wszystkim!
Właśnie mi blogger świruje, więc ta notka pod rozdziałem nie będzie taka długa. W sumie już kończę XD Tak więc do następnego rozdziału ;* 

sobota, 10 stycznia 2015

2. "Mój mózg nie byłby w stanie wymyślić czegoś takiego."



   Moje sny, które mnie dziś nawiedzały dotyczyły, tak jak ostatnie, tego ponurego dnia. Chciałam już się obudzić. Chciałam zapomnieć, choć wiedziałam, że i tak mi się nie uda. Zaczęłam krzyczeć, nie mogłam tego wytrzymać.
   Otworzyłam oczy. Dziwne było to, że całe zmęczenie, wszystkie fizyczne dolegliwości ustały, psychiczne też. Jakbym wcale się nie obudziła, tylko wreszcie znalazła się w innym, lepszym śnie. W świecie, gdzie nigdy nie przydarzyło mi się nic złego.
   Zamrugałam kilkukrotnie i czując, że jestem rozbudzona i leżę na łóżku, dotarło do mnie, iż to nie jest sen. Przeciągnęłam się by sprawdzić czy na pewno nic mnie nie boli. I nic nie bolało. Tylko moje łóżko wydało się dziwnie mniejsze, jakby o połowę. A jeszcze dziwniejsze było to, że moje ściany, które powinny mieć kolor miętowy, są pomalowane na jaskrawy róż. Na dodatek widać było, że farba ma parę lat, ponieważ w niektórych miejscach była zdarta lub poplamiona jakimiś specyfikami. Pachniało też inaczej. Gdzie mój odświeżacz o zapachu kokosa? Dlaczego tu śmierdzi zgnilizną i wilgocią. I jest tak zimno... Chociaż może jest mi tak zimno, gdyż nie mam na sobie kołdry i śpię w bokserce i majtkach? Ale przecież zasypiałam w swoim ubraniu, w dresach i t-shircie. O co chodzi?
   Podniosłam się do pozycji siedzącej i odkryłam, że znajduję się na łóżku piętrowym. A jak to do mnie dotarło? Zaryłam głową o ścianę. Guz na objętość całej kości ciemieniowej. Super!
   Dlaczego jestem na łóżku piętrowym? Ej, bez jaj, ktoś ze mnie żartuje?! Żądam wyjaśnień!
   Wyglądnęłam na dół i z zaskoczeniem odkryłam, że nie jestem sama. Na podłodze, chyba na dmuchanym materacu spała ruda dziewczyna, przykryta starym kocem, a obok niej brunetka o okrągłej, nieco dziecięcej twarzy. Zaglądnęłam pod moje łóżko. W końcu piętrowe składa się generalnie z dwóch jednoosobówek. To również takie było, bo pode mną spała dziewczyna, o smukłej twarzy i drobnym ciele. Nie była przykryta i lekko trzęsła się z zimna.
  -Gdzie jestem?- zapytałam samą siebie.
  -Mówiłam, żebyś nie kradła tego piwa wczoraj- odezwał się głos z mojej prawej strony. Natychmiast się odwróciłam i zauważyłam dziewczynę o blond potarganych włosach, ubraną w to samo co ja, wpatrzoną w okno, za którym była czerń. Matko, co to za miejsce?
  -Słucham?- spytałam, mało ogarnięta. Odpowiedziało mi milczenie. Blond-włosa nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem. Gapiła się cały czas w jedną stronę.
  -Po co tam patrzysz. I tak nic za tym oknem nie ma- powiedziałam jej. Wciąż milczała.
  -Ty u góry, stul dziób, niektórzy chcą się wyspać- doszedł mnie głos z dołu. Podążyłam za nim wzrokiem i odkryłam, że Ruda nie śpi, a patrzy się w moją stronę z morderczym wzrokiem.
  -Przepraszam- szepnęłam. Następnie potrząsnęłam głową i zmarszczyłam brwi.- Chociaż nie. Nie będę cicho, dopóki ktoś nie raczy mi wytłumaczyć skąd się tu wzięłam, co to za miejsce, kim jesteście i co ja tu do cholery robię!- rzekłam buntowniczo.
  -Nie zgrywaj się Marano. Wszyscy chcemy zapomnieć o tym, w jaki sposób żyjemy. Więc nie udawaj, że zapomniałaś co każda z nas tu robi. Tego nie da się zapomnieć. Nie da!- odpowiedziała mi brunetka, która przed chwilą również się obudziła.
   Doczołgałam się do drabinki, a później zeszłam na niej na dół i usiadłam na materacu, przed dwiema dziewczynami.
  -Tylko, że ja nie wiem, co tu robię. Nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem czy to jest po prostu jakiś kolejny sen, z którego bardzo chcę się obudzić, bo chociaż nie wiem o co w nim chodzi, czuję, że do najszczęśliwszych nie należy- powiedziałam do nich.
  -To nie jest sen- zaprotestowała szybko brunetka.- To nawet nie jest koszmar. Tylko życie.
  -Może to i jest wasze życie, ale na pewno nie moje. Nie wiem jak się tu dostałam, ale chcę jak najszybciej stąd wyjść. Tylko, że co ja tu robię? Niby jak się tu dostałam? Ostatnie co pamiętam, to to, że byłam strasznie wściekła na reżysera, bo dostałam od niego straszny ochrzan za to, że się spóźniłam. Ale potem płakałam i Ross mnie pocieszał, a potem zemdlałam, obudziłam się w domu, krzyczałam na Vanessę, zobaczyłam gwiazdę i poszłam spać. I obudziłam się tutaj.
  -Fajny sen- mruknęła dziewczyna, która spała na łóżku pode mną.
  -To nie był sen. To jest sen i chcę się z niego obudzić!- pożaliłam się, chociaż moja podświadomość podpowiadała mi, że w tej chwili wcale nie śpię. Ale to niemożliwe, no bo niby jak bym się tu znalazła?
  -Chodź ze mną- Ruda podała mi rękę, podniosłyśmy się i wyprowadziła mnie z tego cuchnącego pomieszczenia.
  -Gdzie my jesteśmy?- spytała, rozglądając się po białych, spleśniałych kafelkach na ścianach i podłodze. Fuj, czy nie mają tu żadnych butów?
  -Na serio nie wiesz?- odpowiedziała pytaniem na pytanie Ruda.
  -No nie, chyba mówiłam to już z parę razy- fuknęłam.
  -I ty serio uważasz, że nie wiesz jak się tu znalazłaś. Jak wszystkie się tu znalazłyśmy?
  -A wyglądam jakbym wiedziała?! Poza tym ja was nawet nie znam i..
  -Mówisz serio?- dziewczyna powtarzała się jakby nie mogła w to uwierzyć.
  -Nie, żartuję!- burknęłam.- Możesz mi teraz wszystko wytłumaczyć?
  -Heh, dobra, ale ostrzegam, że to trochę poplątane.
  -Postaram się zrozumieć- obiecałam, kiedy usiadłyśmy na zimnej podłodze.
  -Więc tak. Przede wszystkim ja to jestem Stephanie, ta co spała ze mną to Sarah, dziewczyna przy oknie to Kate, a ta czwarta to Daisy. No, a ty jesteś Laura, jakbyś nie wiedziała.
  -Swoje imię to akurat znam. Wszyscy tak na mnie wołali od początku mojego życia, więc trudno by mi było go nie zapamiętać- mruknęłam.
  -Dobra, dobra. I nic nie pamiętasz ze swojej historii?- dopytała rudo-włosa dla pewności.
  -No, nie- odpowiedziałam, przerzucając oczami.
  -Więc swoją poznasz jako pierwszą, może coś ci się rozjaśni. W końcu ta cała akcja- tu wskazała na mnie palcem- może być związana ze wczorajszym piciem.
  -Jakim piciem? Ja nic nie piłam!- odkrzyknęłam.
  -Oj, zdziwiłabyś się... Nieważne. Więc mniej więcej wszystkie nasze historie są podobne. Ty uciekłaś, bo miałaś straszną macochę, która cię torturowała. Dosłownie. Byłaś czymś w stylu worka, na którym można się wyżyć, więc kiedy skończyłaś osiemnaście lat, zwiałaś z rodzinnego miasta, tutaj: do LA. Ale, że nie miałaś żadnej kasy, nasz Szef cię przygarną, a ty bliska głodówki lub zamarznięcia na śmierć wybrałaś takie życie jak my wszystkie.- Ruda powiedziała to tak spokojnie, że miałam ochotę ją wyśmiać, jednak czułam, że to nie na miejscu.
  -Jakie życie?- spytałam, wciąż nie wiedząc o co jej chodzi.
  -Sarah mając szesnaście lat odnalazła powołanie- Ruda ciągnęła swój monolog, jakby gdyby mnie nie usłyszała.-.. pieprzona katoliczka. Twierdzi, że miała zostać przykładem dla innych, więc postanowiła zostać nauczycielką. No, ale brak jej było jakichkolwiek kwalifikacji, dlatego nie dostała pracy. Trafiła na ulicę, a później było z nią tak jak z tobą. Daisy... Daisy chciała zostać piosenkarką, jednak jej rodziców nie stać było nawet na chleb, a ona postanowiła na nich zarabiać. Zbyt bardzo się o nich troszczy. Tylko, że gdyby chciała, zauważyłaby, że jej ojciec jest pijakiem, a matka wpadła z jego powodu w depresje i dlatego nie pracują. Biedna Daisy wysyła im całą swoją forsę, choć i tak jest jej mało, a my jak dobre przyjaciółki jej pomagamy. Stara się wybić jako gwiazda muzyki, ale nasza praca trochę jej w tym przeszkadza... A ja.. W domu dziecka było pełno osób, które się ze mnie naśmiewały. Że mam dysleksję, że nic nie umiem. W zasadzie jedynym co szło mi dobrze był taniec... Zwiałam tuż przed moimi siedemnastymi urodzinami, totalnie zniszczona psychicznie i niezdolna do dalszego funkcjonowania. Tak naprawdę chciałam się najpierw zabić, ale wtedy.. tamtej nocy przy moście poznałam Jego. Mówił, że żal zmarnować takie cudo jakim jest moje ciało. Wmawiał mi takie bzdury, a ja jak głupia mu wierzyłam...- w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. One wszystkie przeżyły straszne rzeczy. Coraz mniej wierzyłam, że to sen. Mój mózg nie byłby w stanie wymyślić czegoś takiego! A na dodatek po tym jak Ruda powiedziała mi o mojej historii, zaczęłam słyszeć w głowie różne żałosne krzyki. Moje i jakieś obce. I widziałam tą twarz... niby obca, ale kojarzyłam ją. I nienawidziłam jej. Bo była dla mnie okropna..- Nigdy nikt mnie nie kochał. Może dlatego zgodziłam się żeby mnie przygarną... Teraz zbieram wszystkie moje oszczędności i staram się uzbierać tyle, żeby móc wyjechać stąd w cholerę i nigdy nie wrócić. Tak daleko żeby On nigdy mnie nie znalazł...
  -Kto to On?-spytałam.
  -Jest jeszcze Kate. Tylko, że ona nigdy nie powiedziała skąd się tu wzięła. Jest bardzo skryta, ale rozumiemy ją. Poza tym to ona opiekuje się nami najbardziej...
  -Kto to On?- powtórzyłam pytanie.
  -Żadna nie zna Jego prawdziwego imienia. I tak mało z Nim gadamy.
  -Czemu nie powie wam jak się nazywa?
  -Czemu? Żeby żadna z nas nie podała Go na policję. Choć i tak ucieczka stąd to będzie wielki wyczyn i trudno będzie to zrobić. Dlatego nie ucieknę sama. Uciekamy wszystkie.
  -Od kiedy to planujecie?
  -PlanujeMY Marano, planujemy. Nie słyszałaś co mówiłam. Uciekamy wszystkie, bo wątpię, żeby któraś z nas ocalała, jak jedna ucieknie- Ruda patrzyła mi głęboko w oczy. Po jej twarzy obficie spływały łzy.
  -Stephanie, mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?- zapytałam.
  -Wal- rzuciła obojętnie, ścierając słone kroplę z policzków.
  -Gdzie my w ogóle jesteśmy?
  -Jeszcze sobie nie przypomniałaś?- potrząsnęłam głową.- W tej chwili jesteśmy pod burdelem. Ale zbieraj się, za parę godzin zaczynamy pracę- rudo-włosa wstała i zostawiła mnie samą na korytarzu.
   Nie potrafiłam wypowiedzieć słowa. Nie wiedziałam jak to możliwe. Nic nie rozumiałam...
  -Jestem dziwką?- spytałam samą siebie.
  I wtedy przypomniało mi się, że kiedy ostatni raz byłam w swoim pokoju, tuż nim zasnęłam, coś się wydarzyło. A mianowicie widziałam spadającą gwiazdę. I życzyłam sobie innego życia. Ale nie takie życie miałam na myśli...


~*~
No siemanko ewrybody! Jak tam u was? 
Wydaje mi się, że lecę z akcją za szybko. Nie przeszkadza wam to?
+ wiem, że rozdział krótki, ale postaram się żeby następny był dłuższy ;P


wtorek, 6 stycznia 2015

1. "Mam już dość!"



   Leżałam na łące, pełnej wszelakich kwiatów. Zapach uroczych roślin ujmował mnie z każdej strony. Nie wiem jakie rodzaje kwiatów to były, ale zapewne nikt by tego nie odgadł. Bo to nie mogły być zwykłe różyczki, fiołki czy konwalie. Przede wszystkim powodzenia z szukaniem pędów róż na łące! I to w dodatku róż o srebrnej barwie, nieziemsko delikatnych, bez kolców i o niebiańskim zapachu!
  W pewnej chwili do moich uszu dotarła cicha melodia. Najpierw jej nie rozpoznałam, tylko się przysłuchiwałam. Dopiero po jakiś dwóch minutach zorientowałam się, że to główna melodia z filmu "Władca Pierścieni" czy "Hobbit". Uwielbiam muzykę z tych filmów. W ogóle uwielbiam muzykę filmową. Oglądając czy to bajkę, komedię czy nawet horror, zawszę zwracam uwagę na muzykę.
   Zatopiona w rozmyśleniach nie zauważyłam, że melodia ucichła, a na jej miejscu pojawiła się nowa. A dokładniej "Obliviate" z Harrego Pottera, pierwszej części siódmej części. Po chwili i ten kawałek został zastąpiony przez "Forbidden friendship" z "Jak wytresować smoka". Zachichotałam pod nosem. To brzmiało zupełnie jak moja składanka, którą dostałam od Ross'a na siedemnaste urodziny. Oj, to było dawno temu...
  W chwili gdy usłyszałam "Rose's theme" z "Titanica", już wiedziałam, że to ta płytka. Znów zachichotałam.
-Siostra, co się tak śmiejesz?- czy to nie Vanessa?
  Zamrugałam, jednak kiedy ponownie otworzyłam oczy, łąka zniknęła wraz z pięknym ukwieceniem. Melodia została, ale to tylko dlatego, że jej źródłem jest mój laptopik. Vanessa siedziała naprzeciwko niego, ale głowę miała zwróconą w stronę mojego łóżka, a dokładniej, w moją stronę.
  -Ooo... Obudziło się nasze kochanie..- Nessa spojrzała na mnie z udawaną czułością.
  -Co chcesz?- spytałam mało ogarnięta.
  -Wyłączyć to cholerstwo- brunetka wskazała na laptop.- Słońce wiem, że lubisz słuchać klasyki do snu, ale miałaś ją wyłączać zanim rzeczywiście zaśniesz.
  -Nie rozumiem w czym ci ona przeszkadza- mruknęłam i wstałam.- Zostaw to- nakazałam siostrze. Jeśli ktoś ma dotykać mojego starego komputera, to tym kimś mogę być tylko ja lub osoba upoważniona. A takowej na razie nie znalazłam. W końcu mało ludzi poradzi sobie z tym rzęchem. A Vanessa jako "specjalistka" od tych wszystkich elektronicznych cudów, na pewno mi go zepsuje.
  -Nie rozumiem czemu nie kupisz sobie nowego laptopa. Laura, nie wystarczy ci, że masz telefon z klapką?
  W odpowiedzi wystawiłam jej język.
  -Jedno kliknięcie i po kłopocie. 'Branoc- zamknęłam komputer i doczołgałam się do łóżka.
  -Laura, jest godzina jedenasta dwadzieścia... dwa... cztery, trzy, dwa, jeden.. teraz dwadzieścia trzy. Nie ma mowy, że będziesz jeszcze spać. Na dwunastą masz być w studiu.
  Momentalnie wytrzeźwiałam. Że co?! Że mam niby trzydzieści siedem minut na ogarnięcie się i dojazd, z czego dojazd zajmuje czterdzieści minut?!
  -Zajebiście!- jęknęłam.
  -Dobra, spoko, odwiozę cię. Tylko się.. choć troszkę ogarnij- Vanessa wymknęła mi się z pokoju i zostawiła mnie samą z moimi myślami.
   Szybko wyjęłam z szafy byle jakie dresy i koszulkę z jakimś nadrukiem i odziałam się w to. Szybko poleciałam do łazienki, gdzie włożyłam soczewki i lekko musnęłam rzęsy tuszem. Włosy spięłam z tyłu, zbiegając ze schodów i o mały włos się prawie przy tym nie zabijając. No, ale jak to ja, musiałam mieć jakieś spotkanie z glebą. A spotkałam się z tą glebą, kiedy Velvet postanowiła mnie przywitać i na mnie skoczyła.
  -Ałć..- mruknęłam.- Tak, tak, Velvet, też cię kocham, ale błagam, zejdźże ze mnie!- głaskając psa, jednocześnie próbowałam go z siebie zrzucić.
  -Laura, no idziesz już?!- usłyszałam krzyk siostry, która stała już przy drzwiach.
  -Taa, chwila!- odkrzyknęłam, a uporawszy się z psem, wstałam. Pięknie! Mam ubitą kość ogonową i nieźle się jebnęłam w nadgarstek. Ała... ale boli...
  Byłam już prawie przy drzwiach wejściowych, ale przypomniałam sobie, że nie jest ze mną najlepiej, kiedy wyjdę z domu bez śniadania. Natychmiast zawróciłam i wjechałam na śliskich skarpetkach do kuchni. Już miałam sięgnąć po naleśnika, gdy okazało się, że przede mną stoi pusty talerz. Wściekła wyszłam z kuchni i podeszłam do drzwi frontowych. Do Nessy.
  -Idziemy?- spytała znudzona.
  -Ehem. Ale powiedz mi no.. Czy to ty zżarłaś moje naleśniczki?- próbowałam się na nią nie wydrzeć, bo zmęczenie (przepraszam bardzo, wróciłam wczoraj do domu po trzeciej w nocy, bo reżyser postanowił zrobić "poprawki"), głód i miejsca obolałe po upadku jednak już zdążyły mnie wściec.
  -Było wstać wcześniej- siostra wystawiła mi język.- Zmarnowałyby się, bo przecież na zimno są niesmaczne.
  -Tylko dla ciebie na zimno są niesmaczne!- nerwy powoli zaczęły mi puszczać.
  -Dobra, kupię ci drożdżówkę po drodze. Chodź już, bo i tak jesteś spóźniona- siostra chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do swojego porsche.- Wsiadaj- nakazała, otworzywszy drzwi.
   Usiadłam zgodnie z jej rozkazem. W środku auta próbowałam się uspokoić.
  Kiedy szczęśliwie ruszyłyśmy w czterdziesto-minutową podróż do studia, myślałam, że już będzie lepiej, ale okazało się, że pechowy dzień musi być pechowy po całej linii.
  -Nie trąb, to i tak nic nie da- powiedziałam Vanessie, która starała się przegonić cały korek przed nami. Siostra bezradnie opadła na siedzenie.
  -Przepraszam, powinnam była cię obudzić wcześniej, jak wychodziłam z Velvet na spacer- rzekła.
  -Nie.. to nie twoja wina. I tak starasz się mi pomóc... Chociaż w sumie obudzić mnie mogłaś- przyznałam i otworzyłam drzwi.
  -Laura, co ty robisz?- spytała zdezorientowana Vanessa, patrząc jak wysiadam z auta na środkowym pasie.
  -Już dotrę szybciej pieszo niż w tym korku. Dzięki, że mnie chciałaś podwieźć. Pa!- zamknęłam drzwi, widząc, że Nessa zaczynała protestować.
  Przecisnęłam się przez rzędy aut, nieustannie na mnie trąbiących.
  -Mam już zepsuty wzrok, nie chcę być jeszcze głucha- mruknęłam sama do siebie i wskoczyłam na chodnik. Stamtąd puściłam się biegiem w stronę budynku oddalonego o jakieś dziesięć kilosów (sporo już z Van przejechałyśmy).
  Szczerze, wątpiłam, że uda mi się dobiec, ale zawsze warto próbować, nie?
  Biegłam i biegłam, i biegłam, i biegłam. Aż w końcu truchtałam, potem szłam, a następnie stanęłam, próbując przypomnieć sobie jak się oddycha. Nagle podskoczyłam, słysząc klakson samochodu tuż obok mnie.
  -Mówiłam, że nie chcę być głucha!- wydarłam się na kierowcę, zanim zorientowałam się kto tym kierowcą był.
  -Spoko. Jeśli wolisz, następnym razem zatrzymam cały ruch, żeby wysiąść, stanąć przed tobą i spytać czy cię podwieźć.
  -Uwielbiam ten twój sarkazm!- odpowiedziałam z ironią.
  -Super.. To wsiadasz czy nie? Wiesz. Mamy być na miejscu za...w zasadzie to powinniśmy tam być dziesięć minut temu. No wsiadasz?- spytał brązowooki, spojrzawszy na zegarek.
  -Wsiadam, wsiadam- rzuciłam się w stronę auta, bojąc się, że zaraz odjedzie beze mnie i wsiadłam na przednie miejsce.- Cześć- powiedziałam.
  -Hej- Ross się zaśmiał.- Czy to stosowne żebym spytał dlaczego stałaś na środku chodnika, skoro powinnaś być już w budynku obok Raini i Caluma, czy powinienem odpuścić?
  W Rossie lubię to, że potrafi zauważyć kiedy mam gorszy dzień i wtedy stara się nie zepsuć mi go jeszcze bardziej. Choćby teraz, nie nalegając na odpowiedź.
  -Ach, tam! Zwyczajnie zaspałam. A kiedy Van zaoferowała się mnie podwieźć, wylądowałyśmy w strasznych korkach.
  -Wiem, też w nich stałem. Ale jako, że wyszedłem wcześniej niż wy, bo jakieś czterdzieści minut temu, to uniknąłem najgorszego.
  -Świetnie. Ale przynajmniej mnie uratowałeś i teraz nie zostanę zwolniona- uśmiechnęłam się do blondyna.
  -No wiesz- Ross przybrał nonszalancki ton i zarzucił swoją jasną grzywką.- Taka moja rola. Ty masz problem, a ja cię ratuje, ty moje Beztalencie.
  -Zamknij się- zachichotałam.
  Przynajmniej w miłym towarzystwie dojechałam do studia. Jednak później wcale tak miło już nie było. Dostaliśmy z Rossem taki opierdziel, że jesteśmy spóźnieni ponad dwadzieścia minut, a później potrącili nam ten "wybryk" z wypłaty. Że życie celebryty jest sielanką? Ha, dobre, dobre! Nawet nie miałam czasu żeby się przywitać z Raini i Calumem, bo od razu po wejściu na plan, usłyszałam akcja. Zdezorientowana nawet nie wiedziałam, że gramy i co gramy. Kiedy Calum jako Dez wszedł do Sonic Boom'a i powiedział swoją kwestię od razu się odnalazłam, jednak to nie powstrzymało mnie od mylenia się co zdanie. Szło mi tak okropnie, że reżyser uznał, że nie nauczyłam się swojej roli, dostałam kolejny opierdziel i ogłoszono, że przeze mnie, z akcentem na przeze mnie zostaniemy dużej, bo "panna Marano postanowiła, że nie będzie się uczyć kwesti, bo jest tak wspaniałą aktorką, że nie będzie tracić czasu na coś takiego". Po tym zdaniu wyszłam. Byłam już dziś tak zniszczona psychicznie, że nie mogłam tego dłużej znieść. Powtarzanie sobie w myślach, że wypłaczę się w domu, a teraz muszę być silna nic nie dało. Zamknęłam się w toalecie, gdzie cały mój dzisiejszy make-up spłyną razem z rzeką łez. I pewnie za to znów mnie ochrzanią i będziemy musieli zostać dłużej. Ach i  potrącą mi z pensji. Ciekawe który to raz dzisiaj?
  Pogrążona w smutku i mokra od łez nie usłyszałam, że ktoś wszedł do toalety. Zareagowałam natomiast na pukanie do mojej kabiny. No cóż, już się nie ukryję.
  -Tak?- spytałam łamiącym się głosem.
  -Laura..- usłyszałam znajomy głos. Potrzebowałam go teraz. W tej chwili. Wstałam i nie zważając na to jak wyglądam, wyszłam i wtuliłam się w objęcia Rossa. On zawsze jest kiedy go potrzebuję. To jedyny taki przyjaciel, który mnie tak bardzo rozumie. Nie chodzi mi o to, że np. Raini czy Vanessa mnie nie rozumieją. Nie. Z nimi mam masę wspólnego, od Rossa się totalnie różnię, ale tylko przy nim czuję się tak bezpieczna. On zawsze potrafi mnie pocieszyć. Zawsze.
  -Laura, wiem, że to dla ciebie trudny dzień, ale musisz dać sobie radę.
  -Nie dam rady-wyszlochałam.
  -Jasne, że dasz. Musisz tylko w siebie uwierzyć. Tak jak ja w ciebie wierze.
  -Ross, czemu ja się urodziłam jako ja? Dlaczego nie mogłabym być kimś innym? Ja...chciałabym być kimś innym.
  -Oj, nawet tak nie mów- Ross objął mnie jeszcze mocniej.
  -Czemu? To by wyszło wszystkim na lepsze...
  -Wcale nie. Nie chciałbym żeby cię zabrakło. Nie mogłabyś być kimś innym, bo wtedy straciłbym moje Beztalencie.
  -Fajnie, że jednak komuś na mnie zależy. Ale i tak chcę umrzeć!
  -Al.. To w końcu chcesz umrzeć czy być kimś innym?
  -Być kimś innym, ale śmierć też nie jest złym pomysłem- szepnęłam w jego koszulę.
  -Nawet się nie wygłupiaj!- w głosie chłopaka wyczułam lekki niepokój.- Laura masz rodzinę, przyjaciół, fanów, którzy cię kochają. Tyle jest na świecie osób, które cię kocha. Nie możesz się poddać. Pomyśl o nich.
  -Masz rację...- przyznałam blondynowi.- Ale nie wiem jak tam teraz wrócę. Nie wiem czy dam radę.
  -Dobra, słuchaj... Najpierw pójdziemy do kosmetyczki, bo uwierz mi kochanie, wyglądasz żałośnie- stwierdził Ross, gdy mnie od siebie odsuną. Lekko się uśmiechnęłam na to co powiedział.- O, od razu lepiej!- ucieszył się blondyn, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę babki od makijażu. Zgodziła się naprawić tą szkodę, którą wyrządziły moje łzy i zataić te następne pół godziny przed tymi wszystkimi, strasznymi ludźmi, reżyserami i wszystkimi innymi, którzy powinni pójść w cholerę i już nie wracać.
   Po czterdziestu minutach zjawiłam się na planie, odnowiona. Po mojej histerii nie było śladu, a ja starałam się nie stracić ponownie nad sobą kontroli. Wdech, wydech, wdech, wydech..
   Zaczęliśmy kręcić od nowa, a ja cały czas myślałam od słowach Ross'a- "uwierz w siebie". Szło mi dużo lepiej niż godzinę temu.
   Przymierzaliśmy się do nakręcenia ostatniej sceny, w której Austin i Ally rozmawiają ze sobą. Wszystko było ok, dopóki nie poczułam, że nie jadłam dziś śniadania. Najpierw zawirowało mi w głowie, a później czułam jak upadam. Gdyby nie szybka reakcja Rossa, jak nic rozwaliłabym sobie głowę. Ale nie ucierpiałam w ogóle. Czego nie mogę powiedzieć o koszuli blondyna, którą oblałam sporą plamą wymiocin. Byłoby mi wstyd, gdybym nie czuła się tak słabo. Ej, chwila.. Przecież zakładałam dziś soczewki. Jakim cudem obraz mi się zamazał? Już chciałam sprawdzić palcem czy na sto procent założyłam szkła kontaktowe, gdy przed oczami zaczęły mi migać czarne plamki. Były coraz większe i większe, aż nagle wszędzie zapanowała czerń.
 
   Śniła mi się powtórka z całego dzisiejszego dnia. Tylko pominięte zostały szczęśliwe momenty, a te najgorsze powtarzały się w kółko przez parę razy. Kiedy otworzyłam oczy, myślałam, że odczuję ulgę, ale czułam się jeszcze gorzej. Bolała mnie głowa, brzuch i byłam tak słaba, że myślałam, iż zaraz znów odpłynę w krainę koszmarów.
   Zobaczyłam jakiś ruch obok mnie i odkryłam, że Vanessa wchodzi do mojego pokoju. Chwila... Mojego pokoju? Czyli jestem w domu? Och, tak, jestem w domu... Poczułam lekką ulgę, ale nie na tyle żeby czuć się chociaż troszkę lepiej fizycznie czy psychicznie. W głowie miałam cały czas te wszystkie koszmary, które zdarzyły się na prawdę.
  -Obudziłaś się- w głosie mojej siostry dało się słyszeć ulgę. Też bym chciała się z tego tak cieszyć.
  -Niestety lub stety się obudziłam- mruknęłam.
  -Tak źle się czujesz? Bo wiesz jakby co...
   Nessa coś tam mówiła, jednak ja nie za bardzo ją słuchałam. Zaczęła mnie strasznie irytować. Wyłączyłam się więc z jego monologu, dopóki nie zaczęła mówić o czymś ważnym.
  -... i kazali mi po ciebie przyjechać. To było straszne. Leżałaś na łóżku z pokoju Austina, a Ross, Raini i Calum siedzieli przy tobie, aż cię stamtąd nie wzięłam.. No w sumie to Ross cię zaniósł do auta, bo ja bym nie dała rady, ale nieważne... Ale wiesz, że....- nieważne, nieważne, nieważne! Czy mówiłam już jak ona mnie irytuje? Mogłaby przejść do sedna. Ach!-... Dostałam za ciebie taki opiernicz. Serio. Laura, ja nie wiem co to za gościu przyszedł w zastępstwo za tamtego reżysera, ale on jest przerażający. Czy on w ogóle jest kiedykolwiek miły? Kurde, nawet zaczynał przesadzać w pewnym momencie. I wiesz co ten skur...- PIP! Dla niepełnoletnich czy kulturalnych cenzura!-.. zrobił?! On ci odjął kasę w wypłaty!
  -Tiaa.. Za niedługo w ogóle jej nie dostanę- burknęłam.
  -Co?! Laura, on już tak robił?! Kiedy, jak?!- Vanessa dostała świra. A moja głowa zaraz eksploduje!
  -Nieważne.. nie chcę o tym już myśleć..-powiedziałam. Wystarczy mi, że już to przeżyłam raz, a potem z kolejne pięćdziesiąt razy w śnie.
  -Nie, Laura... Tego nie można tak zostawić! Musisz coś z tym zrobić!
  -Ale co?
  -Nie wiem, ale musisz! Rozumiesz, tego nie można...
  Nie mogę, no nie mogę z nią! Mam już jej dość! Mam już tego wszystkiego dość! Mam dość tego krzyku! Mam dość ludzi! Dość nieszczęścia! Nie chcę tego! Stop! Stop! Stop!
  -Vanessa wyjdź z mojego pokoju- powiedziałam do siostry, przerywając jej w trakcie zdania.
  -..C.co?- siostra najwyraźniej nie zrozumiała o co mi chodzi. Czy ona udaje, czy na serio jest taka głupia?
  -Wyjdź z mojego pokoju- powtórzyłam, wymawiając dokładnie każde słowo.
  -Lau, czy ty na pewno wiesz, co...
  -Powiedziałam wyjdź. Zostaw mnie. Idź sobie. Po prostu wyjdź- wyjaśniłam, czując, że jeśli Nessa za chwilę nie opuści mojego pokoju, wyląduje na niej jakiś ciężki przedmiot. O ile ten przedmiot znajduje się w zasięgu mojej ręki, a bacząc na mój stan, w ogóle polonizowałabym czy dam radę go unieść.
   Na moje i swoje szczęście Vanessa zmądrzała i wyszła. A ja leżałam samotna ze swoimi myślami. Wróciłam do rozmowy z Rossem w toalecie. Kiedy mówiłam, że chciałabym być kimś innym lub umrzeć. W sumie czemu nie? Wydaje mi się, że wiele ludzi ma szczęśliwsze życie ode mnie. A nawet mi się to nie wydaje, ja to wiem! Nawet bezdomni! Nawet zwierzęta! Oh, jakby to fajnie było być Velvet! Ona nic nie musi, oczekuje wiele, ale sama nic w zamian nie daje, poza miłością do nas. I tak wszyscy ją uwielbiają... je co chce, jest głaskana, czesana, wychodzi na spacerki co jakiś czas. Ona to ma fajnie!... A śmierć? To nie jest takie złe, nie? Przecież jest tyle ludzi, którzy wierzą w te życia po życiu... W sumie to ja nie uważam, że jak umrę to zniknę i nawet nie będę myśleć. Takie puff i po mnie, nie ma mnie, nie istnieję. W reinkarnację też nie wierze, więc można by uznać tak jakby, że wierzę w... Ach, nieważne! W każdym razie nie będzie puff i nie zniknę.
  Jest tylko jeden problem... Ci wszyscy ludzie: rodzina, przyjaciele, fani.. Ross mówił, że mnie kochają. Nie mogę i nie chcę sobie wyobrażać jak będą cierpieć. Nie mam zamiaru się tu wywyższać czy coś, ale nigdy nie chciałabym stracić bliskiej osoby. Pamiętam jak dziadek umarł. To była straszna rozpacz, choć miałam wtedy osiem lat i tego dziadka widziałam bodajże pięć razy w życiu, ale i tak pamiętam te moje histerie. Dlatego nie mogę ich wszystkich zostawić. Wolę cierpieć niż żeby oni cierpieli. To jest mój problem... Zależy mi bardziej na innych niż na samej sobie. Gdzie mój egoizm, który przejawia się, gdy Vanessa chce jeść ze mną moje ciastka?... Tylko dlaczego moje życie nie mogłoby być prostsze? Chociaż troszkę, małą troszeńkę...
  Spojrzałam w stronę okna i popatrzyłam na ugwieżdżone niebo. Zdałam sobie sprawę, że musiałam być nieobecna dłuższy czas, skoro już jest ciemno. Ciekawe która godzina.. O! Spadająca gwiazda! Wiedziałam, że nie wierzę w takie zabobony i, że to na pewno by się nie spełniło, ale byłam tak zdesperowana, zniszczona psychicznie i fizycznie, że w sumie co mi tam.
  -Chcę żeby moje życie się zmieniło. Chcę żeby moje życie było inne, nie takie jak teraz. Żeby ten wstrętny reżyser na mnie nie krzyczał i żeby mi nie potrącał z zapłaty. Żebym mogła się najadać do syta rano, w czas śniadania. Żebym już nie spóźniała się nigdzie...
   Zamknęłam oczy na znak, iż to koniec moich życzeń, obróciłam się na drugi bok, jęcząc przy tym z bólu i zasnęłam. A jaka szkoda, że nie rozważyłam pomysłu ze śmiercią. Nie musiałabym się budzić. Bo to co mnie po pobudce spotkało... to był koniec mojego dawnego życia...

~*~
Łiiii! Pierwszy za nami! Starałam się go napisać jak najlepiej, no ale... cóż, wyszłam z wprawy :P
Mam nadzieję, że chociaż znośnie brzmiał ten rozdział i daliście radę doczytać do końca,
nim jebnęliście kompem/telefonem o ścianę wrzeszcząc 
"Kto jej dał komputer do ręki", "Kto jej pozwolił założyć bloga?",
"Takie beztalencie jest chyba karane.", "Moje oczy, moje oczy!" itp. 
No, w każdym razie następny rozdział za parę dni. Nie będę wam kazała czekać i zastanawiać się co to za "koniec dawnego życia"... Bla, bla, bla, bla! Idę spać! Albo zrobić coś mało przygnębiającego. Jutro znów do szkoły! Zabijcie mnie :(

niedziela, 4 stycznia 2015

Prolog


  Czy zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby całe wasze życie przewróciło się do góry nogami? I to w dodatku z powodu jednej, głupiej rzeczy? Jednego durnego zdarzenia?
  No, bo co by się stało z takim... dajmy na to Bilbo Bagginsem, jeśliby nie zgodził się zostać włamywaczem? Lub z Harrym Potterem, gdyby Voldemort postanowił, że dzieckiem, którego dotyczy przepowiednia jest Neville Longbottom i to jego trzeba zgładzić? Albo Katniss Everdeen, która w trakcie dożynek nie postąpiłaby tak, jak w książce i nie zastąpiłaby siostry w Głodowych Igrzyskach? Co by się z nimi stało? Jak wyglądałoby ich życie? Ich historie?... W jaki sposób ten jeden mały gest zmieniłby ich życie? Jeden mały gest...
  Jestem Laura Marano, a to moja historia, w której zaczaił się "jeden mały gest".

~*~
No więc tak... Mój drugi blog. Mam nadzieję, że będzie lepszy od tamtego, chociaż nie wiem jak to z nim będzie, ponieważ w sumie nie mam prawie w ogóle czasu wolnego. Serio. 
Cały czas nauka, szkoła, nauka, szkoła muzyczna, nauka... Eh! Rzygać mi się chce.
Ponad to już nie mam, że tak powiem "fazy" na punkcie R5, Laury Marano itd., ale naszła mnie ogromna wena, poza tym pisząc odrywam się od rzeczywistości i... nieważne.
Mam nadzieję, że TY drogi czytelniku, który przeczytałeś prolog, zostaniesz ze mną do końca tej historii ;)