wtorek, 6 stycznia 2015

1. "Mam już dość!"



   Leżałam na łące, pełnej wszelakich kwiatów. Zapach uroczych roślin ujmował mnie z każdej strony. Nie wiem jakie rodzaje kwiatów to były, ale zapewne nikt by tego nie odgadł. Bo to nie mogły być zwykłe różyczki, fiołki czy konwalie. Przede wszystkim powodzenia z szukaniem pędów róż na łące! I to w dodatku róż o srebrnej barwie, nieziemsko delikatnych, bez kolców i o niebiańskim zapachu!
  W pewnej chwili do moich uszu dotarła cicha melodia. Najpierw jej nie rozpoznałam, tylko się przysłuchiwałam. Dopiero po jakiś dwóch minutach zorientowałam się, że to główna melodia z filmu "Władca Pierścieni" czy "Hobbit". Uwielbiam muzykę z tych filmów. W ogóle uwielbiam muzykę filmową. Oglądając czy to bajkę, komedię czy nawet horror, zawszę zwracam uwagę na muzykę.
   Zatopiona w rozmyśleniach nie zauważyłam, że melodia ucichła, a na jej miejscu pojawiła się nowa. A dokładniej "Obliviate" z Harrego Pottera, pierwszej części siódmej części. Po chwili i ten kawałek został zastąpiony przez "Forbidden friendship" z "Jak wytresować smoka". Zachichotałam pod nosem. To brzmiało zupełnie jak moja składanka, którą dostałam od Ross'a na siedemnaste urodziny. Oj, to było dawno temu...
  W chwili gdy usłyszałam "Rose's theme" z "Titanica", już wiedziałam, że to ta płytka. Znów zachichotałam.
-Siostra, co się tak śmiejesz?- czy to nie Vanessa?
  Zamrugałam, jednak kiedy ponownie otworzyłam oczy, łąka zniknęła wraz z pięknym ukwieceniem. Melodia została, ale to tylko dlatego, że jej źródłem jest mój laptopik. Vanessa siedziała naprzeciwko niego, ale głowę miała zwróconą w stronę mojego łóżka, a dokładniej, w moją stronę.
  -Ooo... Obudziło się nasze kochanie..- Nessa spojrzała na mnie z udawaną czułością.
  -Co chcesz?- spytałam mało ogarnięta.
  -Wyłączyć to cholerstwo- brunetka wskazała na laptop.- Słońce wiem, że lubisz słuchać klasyki do snu, ale miałaś ją wyłączać zanim rzeczywiście zaśniesz.
  -Nie rozumiem w czym ci ona przeszkadza- mruknęłam i wstałam.- Zostaw to- nakazałam siostrze. Jeśli ktoś ma dotykać mojego starego komputera, to tym kimś mogę być tylko ja lub osoba upoważniona. A takowej na razie nie znalazłam. W końcu mało ludzi poradzi sobie z tym rzęchem. A Vanessa jako "specjalistka" od tych wszystkich elektronicznych cudów, na pewno mi go zepsuje.
  -Nie rozumiem czemu nie kupisz sobie nowego laptopa. Laura, nie wystarczy ci, że masz telefon z klapką?
  W odpowiedzi wystawiłam jej język.
  -Jedno kliknięcie i po kłopocie. 'Branoc- zamknęłam komputer i doczołgałam się do łóżka.
  -Laura, jest godzina jedenasta dwadzieścia... dwa... cztery, trzy, dwa, jeden.. teraz dwadzieścia trzy. Nie ma mowy, że będziesz jeszcze spać. Na dwunastą masz być w studiu.
  Momentalnie wytrzeźwiałam. Że co?! Że mam niby trzydzieści siedem minut na ogarnięcie się i dojazd, z czego dojazd zajmuje czterdzieści minut?!
  -Zajebiście!- jęknęłam.
  -Dobra, spoko, odwiozę cię. Tylko się.. choć troszkę ogarnij- Vanessa wymknęła mi się z pokoju i zostawiła mnie samą z moimi myślami.
   Szybko wyjęłam z szafy byle jakie dresy i koszulkę z jakimś nadrukiem i odziałam się w to. Szybko poleciałam do łazienki, gdzie włożyłam soczewki i lekko musnęłam rzęsy tuszem. Włosy spięłam z tyłu, zbiegając ze schodów i o mały włos się prawie przy tym nie zabijając. No, ale jak to ja, musiałam mieć jakieś spotkanie z glebą. A spotkałam się z tą glebą, kiedy Velvet postanowiła mnie przywitać i na mnie skoczyła.
  -Ałć..- mruknęłam.- Tak, tak, Velvet, też cię kocham, ale błagam, zejdźże ze mnie!- głaskając psa, jednocześnie próbowałam go z siebie zrzucić.
  -Laura, no idziesz już?!- usłyszałam krzyk siostry, która stała już przy drzwiach.
  -Taa, chwila!- odkrzyknęłam, a uporawszy się z psem, wstałam. Pięknie! Mam ubitą kość ogonową i nieźle się jebnęłam w nadgarstek. Ała... ale boli...
  Byłam już prawie przy drzwiach wejściowych, ale przypomniałam sobie, że nie jest ze mną najlepiej, kiedy wyjdę z domu bez śniadania. Natychmiast zawróciłam i wjechałam na śliskich skarpetkach do kuchni. Już miałam sięgnąć po naleśnika, gdy okazało się, że przede mną stoi pusty talerz. Wściekła wyszłam z kuchni i podeszłam do drzwi frontowych. Do Nessy.
  -Idziemy?- spytała znudzona.
  -Ehem. Ale powiedz mi no.. Czy to ty zżarłaś moje naleśniczki?- próbowałam się na nią nie wydrzeć, bo zmęczenie (przepraszam bardzo, wróciłam wczoraj do domu po trzeciej w nocy, bo reżyser postanowił zrobić "poprawki"), głód i miejsca obolałe po upadku jednak już zdążyły mnie wściec.
  -Było wstać wcześniej- siostra wystawiła mi język.- Zmarnowałyby się, bo przecież na zimno są niesmaczne.
  -Tylko dla ciebie na zimno są niesmaczne!- nerwy powoli zaczęły mi puszczać.
  -Dobra, kupię ci drożdżówkę po drodze. Chodź już, bo i tak jesteś spóźniona- siostra chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do swojego porsche.- Wsiadaj- nakazała, otworzywszy drzwi.
   Usiadłam zgodnie z jej rozkazem. W środku auta próbowałam się uspokoić.
  Kiedy szczęśliwie ruszyłyśmy w czterdziesto-minutową podróż do studia, myślałam, że już będzie lepiej, ale okazało się, że pechowy dzień musi być pechowy po całej linii.
  -Nie trąb, to i tak nic nie da- powiedziałam Vanessie, która starała się przegonić cały korek przed nami. Siostra bezradnie opadła na siedzenie.
  -Przepraszam, powinnam była cię obudzić wcześniej, jak wychodziłam z Velvet na spacer- rzekła.
  -Nie.. to nie twoja wina. I tak starasz się mi pomóc... Chociaż w sumie obudzić mnie mogłaś- przyznałam i otworzyłam drzwi.
  -Laura, co ty robisz?- spytała zdezorientowana Vanessa, patrząc jak wysiadam z auta na środkowym pasie.
  -Już dotrę szybciej pieszo niż w tym korku. Dzięki, że mnie chciałaś podwieźć. Pa!- zamknęłam drzwi, widząc, że Nessa zaczynała protestować.
  Przecisnęłam się przez rzędy aut, nieustannie na mnie trąbiących.
  -Mam już zepsuty wzrok, nie chcę być jeszcze głucha- mruknęłam sama do siebie i wskoczyłam na chodnik. Stamtąd puściłam się biegiem w stronę budynku oddalonego o jakieś dziesięć kilosów (sporo już z Van przejechałyśmy).
  Szczerze, wątpiłam, że uda mi się dobiec, ale zawsze warto próbować, nie?
  Biegłam i biegłam, i biegłam, i biegłam. Aż w końcu truchtałam, potem szłam, a następnie stanęłam, próbując przypomnieć sobie jak się oddycha. Nagle podskoczyłam, słysząc klakson samochodu tuż obok mnie.
  -Mówiłam, że nie chcę być głucha!- wydarłam się na kierowcę, zanim zorientowałam się kto tym kierowcą był.
  -Spoko. Jeśli wolisz, następnym razem zatrzymam cały ruch, żeby wysiąść, stanąć przed tobą i spytać czy cię podwieźć.
  -Uwielbiam ten twój sarkazm!- odpowiedziałam z ironią.
  -Super.. To wsiadasz czy nie? Wiesz. Mamy być na miejscu za...w zasadzie to powinniśmy tam być dziesięć minut temu. No wsiadasz?- spytał brązowooki, spojrzawszy na zegarek.
  -Wsiadam, wsiadam- rzuciłam się w stronę auta, bojąc się, że zaraz odjedzie beze mnie i wsiadłam na przednie miejsce.- Cześć- powiedziałam.
  -Hej- Ross się zaśmiał.- Czy to stosowne żebym spytał dlaczego stałaś na środku chodnika, skoro powinnaś być już w budynku obok Raini i Caluma, czy powinienem odpuścić?
  W Rossie lubię to, że potrafi zauważyć kiedy mam gorszy dzień i wtedy stara się nie zepsuć mi go jeszcze bardziej. Choćby teraz, nie nalegając na odpowiedź.
  -Ach, tam! Zwyczajnie zaspałam. A kiedy Van zaoferowała się mnie podwieźć, wylądowałyśmy w strasznych korkach.
  -Wiem, też w nich stałem. Ale jako, że wyszedłem wcześniej niż wy, bo jakieś czterdzieści minut temu, to uniknąłem najgorszego.
  -Świetnie. Ale przynajmniej mnie uratowałeś i teraz nie zostanę zwolniona- uśmiechnęłam się do blondyna.
  -No wiesz- Ross przybrał nonszalancki ton i zarzucił swoją jasną grzywką.- Taka moja rola. Ty masz problem, a ja cię ratuje, ty moje Beztalencie.
  -Zamknij się- zachichotałam.
  Przynajmniej w miłym towarzystwie dojechałam do studia. Jednak później wcale tak miło już nie było. Dostaliśmy z Rossem taki opierdziel, że jesteśmy spóźnieni ponad dwadzieścia minut, a później potrącili nam ten "wybryk" z wypłaty. Że życie celebryty jest sielanką? Ha, dobre, dobre! Nawet nie miałam czasu żeby się przywitać z Raini i Calumem, bo od razu po wejściu na plan, usłyszałam akcja. Zdezorientowana nawet nie wiedziałam, że gramy i co gramy. Kiedy Calum jako Dez wszedł do Sonic Boom'a i powiedział swoją kwestię od razu się odnalazłam, jednak to nie powstrzymało mnie od mylenia się co zdanie. Szło mi tak okropnie, że reżyser uznał, że nie nauczyłam się swojej roli, dostałam kolejny opierdziel i ogłoszono, że przeze mnie, z akcentem na przeze mnie zostaniemy dużej, bo "panna Marano postanowiła, że nie będzie się uczyć kwesti, bo jest tak wspaniałą aktorką, że nie będzie tracić czasu na coś takiego". Po tym zdaniu wyszłam. Byłam już dziś tak zniszczona psychicznie, że nie mogłam tego dłużej znieść. Powtarzanie sobie w myślach, że wypłaczę się w domu, a teraz muszę być silna nic nie dało. Zamknęłam się w toalecie, gdzie cały mój dzisiejszy make-up spłyną razem z rzeką łez. I pewnie za to znów mnie ochrzanią i będziemy musieli zostać dłużej. Ach i  potrącą mi z pensji. Ciekawe który to raz dzisiaj?
  Pogrążona w smutku i mokra od łez nie usłyszałam, że ktoś wszedł do toalety. Zareagowałam natomiast na pukanie do mojej kabiny. No cóż, już się nie ukryję.
  -Tak?- spytałam łamiącym się głosem.
  -Laura..- usłyszałam znajomy głos. Potrzebowałam go teraz. W tej chwili. Wstałam i nie zważając na to jak wyglądam, wyszłam i wtuliłam się w objęcia Rossa. On zawsze jest kiedy go potrzebuję. To jedyny taki przyjaciel, który mnie tak bardzo rozumie. Nie chodzi mi o to, że np. Raini czy Vanessa mnie nie rozumieją. Nie. Z nimi mam masę wspólnego, od Rossa się totalnie różnię, ale tylko przy nim czuję się tak bezpieczna. On zawsze potrafi mnie pocieszyć. Zawsze.
  -Laura, wiem, że to dla ciebie trudny dzień, ale musisz dać sobie radę.
  -Nie dam rady-wyszlochałam.
  -Jasne, że dasz. Musisz tylko w siebie uwierzyć. Tak jak ja w ciebie wierze.
  -Ross, czemu ja się urodziłam jako ja? Dlaczego nie mogłabym być kimś innym? Ja...chciałabym być kimś innym.
  -Oj, nawet tak nie mów- Ross objął mnie jeszcze mocniej.
  -Czemu? To by wyszło wszystkim na lepsze...
  -Wcale nie. Nie chciałbym żeby cię zabrakło. Nie mogłabyś być kimś innym, bo wtedy straciłbym moje Beztalencie.
  -Fajnie, że jednak komuś na mnie zależy. Ale i tak chcę umrzeć!
  -Al.. To w końcu chcesz umrzeć czy być kimś innym?
  -Być kimś innym, ale śmierć też nie jest złym pomysłem- szepnęłam w jego koszulę.
  -Nawet się nie wygłupiaj!- w głosie chłopaka wyczułam lekki niepokój.- Laura masz rodzinę, przyjaciół, fanów, którzy cię kochają. Tyle jest na świecie osób, które cię kocha. Nie możesz się poddać. Pomyśl o nich.
  -Masz rację...- przyznałam blondynowi.- Ale nie wiem jak tam teraz wrócę. Nie wiem czy dam radę.
  -Dobra, słuchaj... Najpierw pójdziemy do kosmetyczki, bo uwierz mi kochanie, wyglądasz żałośnie- stwierdził Ross, gdy mnie od siebie odsuną. Lekko się uśmiechnęłam na to co powiedział.- O, od razu lepiej!- ucieszył się blondyn, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę babki od makijażu. Zgodziła się naprawić tą szkodę, którą wyrządziły moje łzy i zataić te następne pół godziny przed tymi wszystkimi, strasznymi ludźmi, reżyserami i wszystkimi innymi, którzy powinni pójść w cholerę i już nie wracać.
   Po czterdziestu minutach zjawiłam się na planie, odnowiona. Po mojej histerii nie było śladu, a ja starałam się nie stracić ponownie nad sobą kontroli. Wdech, wydech, wdech, wydech..
   Zaczęliśmy kręcić od nowa, a ja cały czas myślałam od słowach Ross'a- "uwierz w siebie". Szło mi dużo lepiej niż godzinę temu.
   Przymierzaliśmy się do nakręcenia ostatniej sceny, w której Austin i Ally rozmawiają ze sobą. Wszystko było ok, dopóki nie poczułam, że nie jadłam dziś śniadania. Najpierw zawirowało mi w głowie, a później czułam jak upadam. Gdyby nie szybka reakcja Rossa, jak nic rozwaliłabym sobie głowę. Ale nie ucierpiałam w ogóle. Czego nie mogę powiedzieć o koszuli blondyna, którą oblałam sporą plamą wymiocin. Byłoby mi wstyd, gdybym nie czuła się tak słabo. Ej, chwila.. Przecież zakładałam dziś soczewki. Jakim cudem obraz mi się zamazał? Już chciałam sprawdzić palcem czy na sto procent założyłam szkła kontaktowe, gdy przed oczami zaczęły mi migać czarne plamki. Były coraz większe i większe, aż nagle wszędzie zapanowała czerń.
 
   Śniła mi się powtórka z całego dzisiejszego dnia. Tylko pominięte zostały szczęśliwe momenty, a te najgorsze powtarzały się w kółko przez parę razy. Kiedy otworzyłam oczy, myślałam, że odczuję ulgę, ale czułam się jeszcze gorzej. Bolała mnie głowa, brzuch i byłam tak słaba, że myślałam, iż zaraz znów odpłynę w krainę koszmarów.
   Zobaczyłam jakiś ruch obok mnie i odkryłam, że Vanessa wchodzi do mojego pokoju. Chwila... Mojego pokoju? Czyli jestem w domu? Och, tak, jestem w domu... Poczułam lekką ulgę, ale nie na tyle żeby czuć się chociaż troszkę lepiej fizycznie czy psychicznie. W głowie miałam cały czas te wszystkie koszmary, które zdarzyły się na prawdę.
  -Obudziłaś się- w głosie mojej siostry dało się słyszeć ulgę. Też bym chciała się z tego tak cieszyć.
  -Niestety lub stety się obudziłam- mruknęłam.
  -Tak źle się czujesz? Bo wiesz jakby co...
   Nessa coś tam mówiła, jednak ja nie za bardzo ją słuchałam. Zaczęła mnie strasznie irytować. Wyłączyłam się więc z jego monologu, dopóki nie zaczęła mówić o czymś ważnym.
  -... i kazali mi po ciebie przyjechać. To było straszne. Leżałaś na łóżku z pokoju Austina, a Ross, Raini i Calum siedzieli przy tobie, aż cię stamtąd nie wzięłam.. No w sumie to Ross cię zaniósł do auta, bo ja bym nie dała rady, ale nieważne... Ale wiesz, że....- nieważne, nieważne, nieważne! Czy mówiłam już jak ona mnie irytuje? Mogłaby przejść do sedna. Ach!-... Dostałam za ciebie taki opiernicz. Serio. Laura, ja nie wiem co to za gościu przyszedł w zastępstwo za tamtego reżysera, ale on jest przerażający. Czy on w ogóle jest kiedykolwiek miły? Kurde, nawet zaczynał przesadzać w pewnym momencie. I wiesz co ten skur...- PIP! Dla niepełnoletnich czy kulturalnych cenzura!-.. zrobił?! On ci odjął kasę w wypłaty!
  -Tiaa.. Za niedługo w ogóle jej nie dostanę- burknęłam.
  -Co?! Laura, on już tak robił?! Kiedy, jak?!- Vanessa dostała świra. A moja głowa zaraz eksploduje!
  -Nieważne.. nie chcę o tym już myśleć..-powiedziałam. Wystarczy mi, że już to przeżyłam raz, a potem z kolejne pięćdziesiąt razy w śnie.
  -Nie, Laura... Tego nie można tak zostawić! Musisz coś z tym zrobić!
  -Ale co?
  -Nie wiem, ale musisz! Rozumiesz, tego nie można...
  Nie mogę, no nie mogę z nią! Mam już jej dość! Mam już tego wszystkiego dość! Mam dość tego krzyku! Mam dość ludzi! Dość nieszczęścia! Nie chcę tego! Stop! Stop! Stop!
  -Vanessa wyjdź z mojego pokoju- powiedziałam do siostry, przerywając jej w trakcie zdania.
  -..C.co?- siostra najwyraźniej nie zrozumiała o co mi chodzi. Czy ona udaje, czy na serio jest taka głupia?
  -Wyjdź z mojego pokoju- powtórzyłam, wymawiając dokładnie każde słowo.
  -Lau, czy ty na pewno wiesz, co...
  -Powiedziałam wyjdź. Zostaw mnie. Idź sobie. Po prostu wyjdź- wyjaśniłam, czując, że jeśli Nessa za chwilę nie opuści mojego pokoju, wyląduje na niej jakiś ciężki przedmiot. O ile ten przedmiot znajduje się w zasięgu mojej ręki, a bacząc na mój stan, w ogóle polonizowałabym czy dam radę go unieść.
   Na moje i swoje szczęście Vanessa zmądrzała i wyszła. A ja leżałam samotna ze swoimi myślami. Wróciłam do rozmowy z Rossem w toalecie. Kiedy mówiłam, że chciałabym być kimś innym lub umrzeć. W sumie czemu nie? Wydaje mi się, że wiele ludzi ma szczęśliwsze życie ode mnie. A nawet mi się to nie wydaje, ja to wiem! Nawet bezdomni! Nawet zwierzęta! Oh, jakby to fajnie było być Velvet! Ona nic nie musi, oczekuje wiele, ale sama nic w zamian nie daje, poza miłością do nas. I tak wszyscy ją uwielbiają... je co chce, jest głaskana, czesana, wychodzi na spacerki co jakiś czas. Ona to ma fajnie!... A śmierć? To nie jest takie złe, nie? Przecież jest tyle ludzi, którzy wierzą w te życia po życiu... W sumie to ja nie uważam, że jak umrę to zniknę i nawet nie będę myśleć. Takie puff i po mnie, nie ma mnie, nie istnieję. W reinkarnację też nie wierze, więc można by uznać tak jakby, że wierzę w... Ach, nieważne! W każdym razie nie będzie puff i nie zniknę.
  Jest tylko jeden problem... Ci wszyscy ludzie: rodzina, przyjaciele, fani.. Ross mówił, że mnie kochają. Nie mogę i nie chcę sobie wyobrażać jak będą cierpieć. Nie mam zamiaru się tu wywyższać czy coś, ale nigdy nie chciałabym stracić bliskiej osoby. Pamiętam jak dziadek umarł. To była straszna rozpacz, choć miałam wtedy osiem lat i tego dziadka widziałam bodajże pięć razy w życiu, ale i tak pamiętam te moje histerie. Dlatego nie mogę ich wszystkich zostawić. Wolę cierpieć niż żeby oni cierpieli. To jest mój problem... Zależy mi bardziej na innych niż na samej sobie. Gdzie mój egoizm, który przejawia się, gdy Vanessa chce jeść ze mną moje ciastka?... Tylko dlaczego moje życie nie mogłoby być prostsze? Chociaż troszkę, małą troszeńkę...
  Spojrzałam w stronę okna i popatrzyłam na ugwieżdżone niebo. Zdałam sobie sprawę, że musiałam być nieobecna dłuższy czas, skoro już jest ciemno. Ciekawe która godzina.. O! Spadająca gwiazda! Wiedziałam, że nie wierzę w takie zabobony i, że to na pewno by się nie spełniło, ale byłam tak zdesperowana, zniszczona psychicznie i fizycznie, że w sumie co mi tam.
  -Chcę żeby moje życie się zmieniło. Chcę żeby moje życie było inne, nie takie jak teraz. Żeby ten wstrętny reżyser na mnie nie krzyczał i żeby mi nie potrącał z zapłaty. Żebym mogła się najadać do syta rano, w czas śniadania. Żebym już nie spóźniała się nigdzie...
   Zamknęłam oczy na znak, iż to koniec moich życzeń, obróciłam się na drugi bok, jęcząc przy tym z bólu i zasnęłam. A jaka szkoda, że nie rozważyłam pomysłu ze śmiercią. Nie musiałabym się budzić. Bo to co mnie po pobudce spotkało... to był koniec mojego dawnego życia...

~*~
Łiiii! Pierwszy za nami! Starałam się go napisać jak najlepiej, no ale... cóż, wyszłam z wprawy :P
Mam nadzieję, że chociaż znośnie brzmiał ten rozdział i daliście radę doczytać do końca,
nim jebnęliście kompem/telefonem o ścianę wrzeszcząc 
"Kto jej dał komputer do ręki", "Kto jej pozwolił założyć bloga?",
"Takie beztalencie jest chyba karane.", "Moje oczy, moje oczy!" itp. 
No, w każdym razie następny rozdział za parę dni. Nie będę wam kazała czekać i zastanawiać się co to za "koniec dawnego życia"... Bla, bla, bla, bla! Idę spać! Albo zrobić coś mało przygnębiającego. Jutro znów do szkoły! Zabijcie mnie :(

1 komentarz:

  1. Ha ha
    A tak na serio stać cię na więcej :D
    Czekam na next i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń