CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!!!
-Jestem zniszczona psychicznie!- krzyknęła Stephanie, wchodząc do naszego pokoju.
-A ja zmęczona!- wydarła się Daisy.
-Tak, ja też- zgodziła się z nią Sarah.- Śpię na łóżku!- dodała pośpiesznie.
-Nie rozumiem ich. Nienawidzą tego co robią co wieczór, a mimo to jak wracamy do pokoju potrafią sobie żartować. Ze wszystkiego. Nawet z tej obrzydliwej pracy- skierowałam do Kate, kiedy razem przystanęłyśmy na progu, patrząc jak dziewczyny kłócą się o to, która gdzie śpi. Pewnie znów wyląduję na piętrowym. Zawsze tam ląduję....
-Wiesz.... One nie znają tego co ty znasz- odpowiedziała Kate, również obserwując nasze towarzyszki.
-Co masz na myśli?- spytałam, nie rozumiejąc.
-Tylko spójrz. Co wieczór decydujemy kto śpi na najlepszym łóżku, kiedy tym najlepszym łóżkiem stara, wygnieciona, potargana wersalka. Do wyboru jest jeszcze dwuosobowy materac, który stał się jedno-i-pół-osobowym materacem, do tego pełnym kurzu i zarazków lub piętrowe łóżko, z czego z góry łatwo zlecieć, a dół ma pęknięte belki odkąd tylko pamiętam. Na dodatek materace są twarde i drażnią skórę. Założę się, że jako aktorka miałaś własny pokój z wygodnym łóżkiem i prawdziwą pościelą, a nie dwoma kocami, którymi trzeba się dzielić- wytłumaczyła Kate. Przytaknęłam, bo to co powiedziała było szczerą prawdą.- Ty nie potrafisz cieszyć się z tego, że śpisz na wersalce lub dostajesz koc, który praktycznie nic nie daje- dodała blondyna. Nie mogę powiedzieć, że to mnie nie uraziło, jednak dziewczyna i w tej sprawie miała rację.- Nie myśl, że uważam, że jesteś rozpuszczona albo rozkapryszona. Po prostu zostałaś wychowana inaczej. Byłaś przyzwyczajona do czegoś innego, co nie znaczy, że miałaś proste życie.
-Oj, nie. Na pewno było prostsze od waszego- zaprzeczyłam, wspominając historie, które opowiadała mi Stephanie. Każda z tych dziewczyn wiele przeżyła, ja się do nich nawet nie umywam. Wiem, że ponoć miałam macochę rodem z kopciuszka, może gorszą i kojarzę nienawiść do niej, ale to się nie liczy, bo tak naprawdę to nie ja to przeżyłam. Nie ta ja.
-Nie mów tak. Życie aktorki to też nie sielanka. Niszczy psychiczne, czasem gorzej niż dawanie dupy w nocnym klubie przez całą noc i siedzenie zamkniętym na jednym piętrze przez cały dzień.
-Skąd wiesz?- zdziwiłam się.
-Nie wiem, ale się domyślam. Znam się na życiu i wiem, że żadne nie jest idealne. W każdym jest ból i cierpienie. My cierpimy w ten sposób. Ale są jeszcze gorsze cierpienia niż głodowanie czy gwałt- rzekła Kate, wciąż obserwując dziewczyny.
-Jakie?- spytałam.
-Samotność- odparła.- Cierpienie w grupie to jedno, ale wyobraź sobie, że jesteś tu sama, bez nas. Dostajesz jedzenie, którym nie musisz się dzielić i śpisz, na którym chcesz łóżku. Wolałabyś to?
-Jasne, że nie- zaprzeczyłam szybko.- Gdyby nie wy, nigdy bym się tu nie odnalazła i nie wiedziałabym o co chodzi.
-One wszystkie wiedzą co to znaczy być samotnym.
-Ale to Stephanie była odrzucana w sierocińcu. Sarah i Daisy...
-One też czuły się samotne. Wyobraź sobie mieć rodziców chorych psychicznie lub być bękartem w chrześcijańskiej rodzinie. Sarah czuła, że jest nie chciana, bo gdy wszyscy na nią patrzyli, widzieli grzech jej rodziców.
-Sarah jest bękartem?- zdziwiłam się. O tym Stephanie nic nie mówiła. Kate przytaknęła.
-Teraz, kiedy jesteśmy tu razem... One potrafią się cieszyć, bo mamy siebie. Tutaj nie są samotne. Żadna z nich nie była przywiązania do materialnych rzeczy, żeby cierpieć tak bardzo z powodu ich braku. Jesteśmy my, coś w stylu rodziny.... To wystarczy- zakończyła i już chciała iść, jednak ją zatrzymałam.
-A ty? Dlaczego cały czas mówisz "one" zamiast "my". Żadna z nas nie zna twojej historii, czy to dlatego, że tak bardzo boisz się przeszłości, że nie potrafisz się cieszyć razem z nimi?- spytałam.
-Ja jestem z całkiem innej bajki. Tak jak ty- blondyna nawet nie spojrzała mi w twarz. Czyżby bała się pokazać swoje emocje?
-Ale...
-To kto w końcu śpi na tej wersalce?- Kate udała, że mnie nie słyszy.
-Sarah- mruknęła Daisy i położyła się na materacu.- Laura, chcesz spać ze mną?- spytała mnie.
-Jasne- uśmiechnęłam się, zamknęłam drzwi od pokoju i położyłam się obok drobnej dziewczyny.
-Stephanie?- spytała w pewnym momencie Daisy.
-No?- odparła Ruda znad górnej części piętrowego łóżka.
-Widziałaś tego gościa?- zagadnęła moja materacowa sąsiadka.
-Jakiego?- Staph nie wiedziała o co chodzi. Jak z resztą my wszystkie.
-No tego co cię dziś obczajał. Wiesz... siedział przy barze, taki blondyn- wytłumaczyła Daisy. Blondyn... Czy zawsze muszę myśleć tak o Rossie?
-Ten z brązowymi oczami?- spytał rudo-włosa. Brązowe oczy? Przypadek? Nie sądzę... Choć to i tak pewnie jakiś przypadkowy człowiek. Czy tylko Lynchowie posiadają jasne włosy i ciemne oczy?
-No, chyba.. Nie jestem pewna- rzekła lekko zdezorientowana Daisy.
-Zaraz, zaraz... Chcecie powiedzieć, że widziałyście kolor oczu jakiegoś gościa w ciemnym burdelu?- zakpiła Sarah.
-Przecież mówię, że nie jestem pewna!- oburzyła się Daisy.- To Steph powiedziała, że ma brązowe oczy.
-Nie ma to jak wsparcie przyjaciółki- burknęła coraz bardziej zmęczona Ruda. Po chwili jednak zachichotała razem z resztą z nas.- Ale ten facet, który mnie dziś zamówił miał brązowe oczy. Może to dlatego pomyślałam, że ten blondyn też- tłumaczyła dziewczyna.
-Fuj! Patrzysz w oczy tym wszystkim oblechom?- spytała Sarah, a ja poczułam jak Daisy obok mnie się wzdryga.
-Temu spojrzałam- zgodziła się Stephanie.- W sumie były ładne... A on był nawet miły- dodała.
-Facet w burdelu? Miły? Dla dziwki?- zdziwiła się Sarah.
-No. Nie każdy tu przychodzi, bo jest chamem, którego żadna nie chce. Ten mi powiedział, że nie zbyt wie jak się to robi.
-Ale co?- spytała Daisy.
-No TO. Ogólnie- odparła Steph.
-Ach, a ty mu biedna uwierzyłaś?- zaśmiała się dziewczyna obok mnie.
-Coś ty! Nie jestem naiwna. Najpierw myślałam czy mu nie przywalić, bo próbuje mnie nabrać jak jakąś debilkę, ale potem zaczęłam mu wierzyć- Steph zaczęła chichotać pod koniec wypowiedzianego zdania.
-Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?
-Miał małego!- nasz śmiech wypełnił cały pokój, kiedy Ruda udzieliła nam odpowiedzi.
Biegłam przez las. Nie wiem dokładnie jak się w tym lesie znalazłam, ale jestem pewna, że biegłam, bo musiałam. Uciekałam przed wilkami. Krwiożercze bestie goniły mnie w jednym celu- chciały mnie zabić. Nagle zobaczyłam światełko, docierające do mnie przez szpary między gałęziami drzew. To słońce! Tak dawno go nie widziałam!
Biegłam dalej. Teraz już nie do końca uciekając, a szukając schronu. Podążałam za jasnym światłem, ponieważ wiedziałam, że jak do niego dotrę, będę bezpieczna. Już tak niedaleko, jeszcze tylko parę metrów. Już prawie, już prawie. Już czułam ciepło, wdzierające się do skrawka lasu. Miałam zrobić ostatniego decydującego susa, kiedy jedna z bestii złapała mnie za nogę. Upadłam, a ona zaczęła mnie szarpać za kończynę. Bolało jak cholera, ale nie mogłam się poddać. Nie tutaj, nie teraz. Byłam prawie wolna, nie mogłam dać się pokonać temu strasznemu stworzeniu.
Powoli czułam jak całe ciepło, którego znajdowało się we mnie tak wiele, gdzieś ucieka. Traciłam siły, przestawałam walczyć ze szkaradnym wilczyskiem. Zamknęłam oczy, czekając na śmierć.
Nagle zaczęłam robić się mokra. Nie chciałam patrzeć na krew, której pewnie zaczynało się wylewać ze mnie coraz więcej, dlatego zacisnęłam powieki jeszcze mocniej. Ale wtedy coś do mnie dotarło. Dlaczego ciecz otoczyła mnie tylko przy głowie, szyi i rękach, skoro to dolna kończyna ucierpiała? Postanowiłam otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje. Okazało się, iż to co brałam za krew było wodą, wypływającą z nieznanego mi źródła.
Poczułam, że staję się silniejsza. Noga przestała mnie boleć, a wilk wylądował martwy obok pnia, na który runął, gdy zaraz po dosięgnięciu go moimi rękoma, odepchnęłam go od siebie. Wstałam. Rozglądnęłam się za światłem, w którego stronę wcześniej podążałam, a kiedy je znalazłam, zerwałam się z miejsca z niesamowitą szybkością. Teraz już nic mnie nie goniło. Żadne inne zwierze nie odważyło się do mnie podejść, choć wiedziałam, że jest ich tu wiele i bardzo chcą pomścić swojego towarzysza, wciąż spoczywającego bez ruchu przy starym pniaku.
Wreszcie dobiegłam do światła. Przekroczyłam ostatnie gęstwiny lasu i znalazłam się na łące. Skądś znałam to miejsce, ale nie mogłam sobie przypomnieć... Posłane złotymi różami bez kolców, srebrnymi konwaliami i fiołkami, obsypane małymi diamencikami niczym kroplami rosy, zachęcało by się na nim wylegiwać lub spacerować po nim przez wieczność. Z trzech stron otoczone było lasem, z którego przed chwilą udało mi się wydostać, natomiast naprzeciw mnie znajdowało się jeziorko, a za nim wodospad. Musiałam znać to miejsce, przecież gdzieś je już widziałam...
Nagle zobaczyłam cień. Był to cień człowieka, który znajdował się tuż obok mojego cienia. Ktoś obok mnie stał. Odskoczyłam na tylne kończyny, sycząc jak drapieżnik, nim zorientowałam się kto to.
-Ross...- szepnęłam.
-Laura- odpowiedział. To był ten sam blondyn, dałabym sobie głowę uciąć, ale wyglądał jakoś inaczej. Wzrok miał poważny: poważniejszy niż gdy brzdąkał sobie coś na gitarze w jakimś kącie. Włosy były potargane jak zwykle, ale też było w nich coś obcego. Ubrany w białą koszulę i białe rurki, przypominał mi anioła.
-Co tu robisz?- spytałam pierwsza.
-A ty?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Głos też miał inny. Delikatniejszy, łagodniejszy...
-Uciekałam przed wilkami, a tutaj odnalazłam spokój- rzekłam.
-Zawsze tutaj odnajdywałaś spokój- szepnął.- Ale ja nie pytam o to... Pytam o to dlaczego nie ma cię przy mnie?- tłumaczył.
-Ross, kiedy ostatni raz cię widziałam, nazwałem mnie dziwką- broniłam się.
-Niemożliwe- zaprotestował, zanim zdążyłam zakończyć zdanie.
-W takim razie co? "Rocky, zamawiałeś dziwkę" to niby ja powiedziałam?- wściekłam się. Jak on mógł? Najpierw mnie obrażać, a później się tego wypierać.
-Gdzie jest moja dawna Laura?- spytał blondyn, jakby zdziwiony całą tą sytuacją.
-A gdzie jest mój dawny Ross?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Jestem tu cały czas. Czekam na ciebie i potrzebuję cię- odparł powoli.
-To ja potrzebuję twojej pomocy! Nie wiem o co chodzi Ross. Nagle znalazłam się w innym świecie, innym wymiarze, którego nie rozumiem. Tamte problemy... To było nic w porównaniu z tym! Tylko, że tutaj, w tym świecie ty nie wiesz kim ja jestem, nazywasz mnie dziwką. I nie zaprzeczaj! Słyszałam cię i wiem co mówiłeś. Nie próbuj mi teraz wmawiać, że kłamię.
-Inny wymiar?- spytał, marszcząc czoło. Chciałam mu wszystko wytłumaczyć, wyjaśnić, lecz nie dane było mi to zrobić, bo dostałam czymś ciężkim w łeb.
Otworzyłam oczy, wracając do szarej rzeczywistości.
-Wstawaj Dzidzia- Stephanie pomachała mi przed twarzą.
-Ughbleeejammmlalala- odpowiedziałam, wyrażając tym swoje zmęczenie, przewróciłam się na brzuch i próbowałam zakryć wszechobecną jasność (ktoś zapalił światło) ramionami.
-Ej, poważnie, wstawaj!- rudo-włosa zaczęła mną szarpać. No cóż.. i tak już nie pośpię.
-O co chodzi?- spytałam, spojrzawszy w jej stronę.
-Szkolenie- mruknęła Sarah, nawlekająca na siebie szary t-shirt, ten sam, który nosiła wczoraj i przedwczoraj, i przed-przedwczoraj, i jeszcze wcześniej.
Tutejsze warunki są przerażające. Dostajemy jedzenie raz dziennie i to w dodatku butelkę wody i zupę, która nie wiadomo z czego jest lub zwykły suchy chleb bądź macę. Śpimy na zepsutych łóżkach, pochodzących z jakiegoś- nie wiem- średniowiecza! Trzy razy na tydzień przechodzimy tu mycie, które odbywa się w starej łazience pełnej grzybów i nawet ciuchów mamy tylko tyle, żebyśmy nie chodziły gołe. A to znaczy, że na pięć osób przypada pięć kompletów ubrań, czyli każda z nas posiada szary t-shirt do połowy uda i czarne leginsy, jedne majtki, jeden stanik, jedne skarpetki (dlatego wszystkie generalnie chodzimy boso), plus jedne stare, za duże trampki. A co się dzieje, gdy musimy to wszystko wyprać? Otóż pranie odbywa się tu w każdą sobotę, a wtedy dają nam po czymś w stylu bokserki i czystych majtkach o trzy rozmiary za dużych.
-Szkolenie?- spytałam, wyrwawszy się z zamyślenia.- A co to?
-Wiesz...
-Nie wiem czy na pewno chcesz to wiedzieć- powiedziała Daisy, wchodząc w słowo Kate.
-Skoro i tak mnie to czeka- mruknęłam.- I tak już gorzej być nie może.
-No więc Szkolenie to coś takiego, przez co przechodzimy raz w miesiącu- zaczęła Stephanie.- Polega na tym, że łączone są wszystkie grupy, wiesz... nas.. i jesteśmy dobierane w pary, po czym musimy się ze sobą ruchać na oczach tych wszystkich idiotów, którzy nami, że tak powiem rządzą.
Zatkało mnie. Zmuszają nas do lesbijskiej masowej orgii? Spojrzałam na dziewczyny, jednak widząc ich miny coś mi tu nie pasowało...
-To nie jest ta najgorsza część?- spytałam, wiedząc już jaka padnie odpowiedź.
-Nie- prychnęła Kate.- Później nasza "komisja" jest zbyt podniecona, żeby tak zwyczajnie wyjść. Podchodzą sobie, do której chcą i traktują ją jak zwierze.
-To już nawet nie jest praca pod przymusem, jak to co robimy co wieczór- kontynuowała Daisy.- Wiesz, że żadna z nas jej nie lubi i każda się jej wstydzi. Ale tysiąc razy bardziej wolałabym spełniać zachcianki jakiegoś obleśnego, napalonego grubasa, który wciąż mieszka z matką choćbym to miała robić całą noc, niż iść tam teraz.
-Oni nas zwyczajnie gwałcą- Stephanie wyglądała jakby się miała zaraz popłakać.- I to nawet... No w burdelu u góry zawsze znajdzie się skurwiel, który będzie chciał się wyżyć! Ale ich... ich jest tak dużo i ja...- pierwsza łza popłynęła po jej policzku.- Ja...
-Przestań Stephanie- przy Rudej przykucnęła Kate i złapała ją mocno za rękę.- Nie trać na nich łez, bo nawet tego nie są warci. Wiem, że to trudne, ale przetrwamy to. Razem. Tak jak co miesiąc. Tyle razy dałaś radę, a teraz nie? Jesteś silna, wiesz to. Steph, Steph, spójrz na mnie... Hej, popatrz na mnie- nie widziałam u Kate jeszcze takiej powagi i pewności z jaką się teraz odezwała.- To ostatni raz. Uciekniemy stąd, ale musimy przetrwać ten ostatni raz. Ostatni raz, obiecuję. Ufasz mi?
Po pewnym czasie Kate udało się uspokoić Rudą. Założyłam koszulkę i leginsy na moją brudną bieliznę, ubrałam trampki, rozczesałam włosy palcami, a następnie spięłam je w warkocza. I razem z dziewczynami wyszłam na korytarz. Bałam się tego co mnie czeka. Ale w końcu tamta ja przeżyła to już tyle razy, a mnie się nie uda? Tylko czy jestem na tyle silna? Aktorka.. Piosenkarka.. Zmierzałam się już z trudnościami, takimi jak prześladowanie przez psycho-fana, hejtowanie przez połowę kuli ziemskiej czy nawet fałszywe znajomości, ale czy temu podołam?
Byłyśmy już przy schodach, prawie zmieszałyśmy się z tłumem innych kobiet, kiedy Kate przycisnęła mnie do ściany.
-To nie są przelewki Laura. Kiedy tamta ty pierwszy raz była na ostatnim piętrze, tam gdzie się to wszystko odbywa- poczułam jak dziewczyna się wzdryga.- To nie był twój najlepszy występ. Dwa miesiące musiałyśmy maskować twoje ślady po licznych uderzeniach. Nie chcę znów patrzeć na to jak cierpisz.
-Nie wytrzymałam?- spytałam łamiącym się głosem.
-Nie. Kiedy pierwszy z nich zaczął się do ciebie dobierać, tak go urządziłaś, że już nigdy nie będzie mógł mieć dzieci. Później wynieśli cię z sali, a ja myślałam, że więcej cię nie zobaczymy... Wiesz... kiedyś, zanim Sarah się tu dostała, nie byłam sama. W pokoju mieszkałam z dwiema dziewczynami: była Betty i Lola. Wytrzymały ze trzy Szkolenia. Przy czwartym Lola wpadła w histerię i kiedy jeden z Nich kazał jej zająć się "swoim przyjacielem", szlak ją trafił i rzuciła się na niego. Zaczęli ją wyciągać z sali, ale wtedy... wtedy Betty rzuciła jej się na pomoc. Zabrali obie. Lola już nie wróciła do pokoju, natomiast Betty tak. Miała jednak zbyt dużo uszkodzeń, zbyt dużo ran. Umarła następnego ranka- w oczach Kate zaczęły kręcić się łzy. Jeszcze nie widziałam żeby płakała.- Później jak zjawiły się Sarah, Daisy, Steph, bałam się, że im też może się coś takiego stać. Ale one okazały się silne. Ty tylko za pierwszym razem przeżyłaś szok, później znosiłaś to tak jak my. Ale czy ta ty da radę? Nie było tu jeszcze żadnej gwiazdki z Hollywood'u. Bycie sławnym niszczy psychikę, jednak nie wiem czy na to jest ona przygotowana.
-Co mam robić?- wyszeptałam.
-Nie protestować- odpowiedziała i pociągnęła mnie w stronę tłumu.
~*~
Dzień dobry drodzy państwo! Jak tam życie?
W sumie to trochę dziwne tak nagle pisać zwykłe rzeczy, kiedy dziesięć sekund temu byłam w "szarym świecie Laury" xD A, że ja się zawsze wczuwam w te wszystkie klimaty... No cóż.
Kurde, chcę już ferie -.- Tak dawno były święta, a teraz tsza do szkoły popitalać.
+ chcę jeszcze dodać, że straszne słabo tu z komentarzami :(
Nie czyta mnie tak dużo osób, ale ja czuję się jakbym pisała- tak naprawdę- dla nikogo. To jest jednak praca, żeby coś napisać. Tak, przyjemność też. Mam dużo pomysłów, ale czasem żeby je złączyć ze sobą muszę parę razy zastanawiać się nad nawet jednym słowem, które chcę napisać.
Miałam skończyć z pisaniem, ale nie potrafiłam i mimo, że już nie mam świra na punkcie R5 i Laury (dalej ich lubię, ale nie jestem już psych-fanem) postanowiłam wymyślić nową historię. Może jest troszkę inna, (no żadnej podobnej nie czytałam, sorry) ale jest moja. I naprawdę wkładam dużo serca w pisanie jej.
I taka praca dla nikogo... No może mam ileś tam wyświetleń (choć sądzę, że jest ich stanowczo za mało), ale komentarzy... Czy to taki problem, żeby napisać choć dwa miłe/niemiłe słówka?
Na razie nie zastanawiam się nad odejście, nie chcę odchodzić. Ale kiedy nie widzę komentarzy pod rossdziałem albo jest tylko jeden, to smutno mi się robi. Serio. I jak dalej tak będzie, to pewnie zacznę się zastanawiać nad odejściem...
+ chcę jeszcze dodać, że straszne słabo tu z komentarzami :(
Nie czyta mnie tak dużo osób, ale ja czuję się jakbym pisała- tak naprawdę- dla nikogo. To jest jednak praca, żeby coś napisać. Tak, przyjemność też. Mam dużo pomysłów, ale czasem żeby je złączyć ze sobą muszę parę razy zastanawiać się nad nawet jednym słowem, które chcę napisać.
Miałam skończyć z pisaniem, ale nie potrafiłam i mimo, że już nie mam świra na punkcie R5 i Laury (dalej ich lubię, ale nie jestem już psych-fanem) postanowiłam wymyślić nową historię. Może jest troszkę inna, (no żadnej podobnej nie czytałam, sorry) ale jest moja. I naprawdę wkładam dużo serca w pisanie jej.
I taka praca dla nikogo... No może mam ileś tam wyświetleń (choć sądzę, że jest ich stanowczo za mało), ale komentarzy... Czy to taki problem, żeby napisać choć dwa miłe/niemiłe słówka?
Na razie nie zastanawiam się nad odejście, nie chcę odchodzić. Ale kiedy nie widzę komentarzy pod rossdziałem albo jest tylko jeden, to smutno mi się robi. Serio. I jak dalej tak będzie, to pewnie zacznę się zastanawiać nad odejściem...
Biedna Lau...Boję się następnego rozdZiału. ..Jak to wszystko opiszesz
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie czytam blogów z Laurą (bo bez urazy, ale nie przepadam za nią;)), ale zawsze można zrobić wyjątek, zwłaszcza gdy autor ma talent.:)
OdpowiedzUsuńRozdział boski^^
Biedna Laura:/
Czekam na nn:3